<podkład>
Biorę głęboki wdech i jakkolwiek staram się zebrać myśli. Doskonale widzę jego wyraz twarzy świadczący tyle, że nie jest zadowolony z faktu iż nie zastał mnie w domu. Chyba ślepy wyczułby tą atmosferę jaka była między nami. A ta była okropnie napięta i mało przyjemna. Mimo to, nie mogłam dać po sobie niczego poznać. Nie mogłam powiedzieć mu przecież prawdy, choć trzeba było przyznać, że wyjątkowo sobie na to zasłużył.
-Więc gdzie byłaś?-przerywa głuchą ciszę
-Skorzystałam trochę z uroków weekendów i mnie poniosło.-dukam pewnie patrząc mu prosto w oczy
-Nie byłaś u Chiary.-mówi beznamiętnie mi się przyglądając
-Chiara nie jest moją jedyną znajomą.-wtrącam
-A może to był znajomy?-pyta z bezczelnym uśmieszkiem
-Czy ty coś insynuujesz?
-Ależ skąd kochanie. Chcę po prostu dowiedzieć się gdzie była moja ukochana żona tej nocy.
-Skąd to nagłe zainteresowanie? Ostatnimi tygodniami jakoś specjalnie się mną nie przejmowałeś.-mówię
-Masz kochanka?-pyta nagle bez zbędnych ogródek
-Oszalałeś?
-Który to? Może to ten Polaczek, który pożerał cię wzrokiem na bankiecie i dla którego byłaś wczoraj na meczu?
Spoglądam na niego kompletnie zszokowana. Nie miałam pojęcia skąd wiedział, że dnia wczorajszego byłam na mecz, a już tym bardziej o tym, że rozmawiałam z brunetem po meczu. Śledził mnie? To było chyba bardzo prawdopodobne. I szczerze mówiąc, wcale by mnie nie zdziwiło.
-Zgadłem skarbie?
-Śledzisz mnie?-spoglądam na niego z wyrzutem
-Jak długo ten Polaczek posuwa moją żonę?
-A jak długo ty posuwasz pół Piacenzy?!-nie wytrzymuję i podnoszę ton głosu
-Nic ci do tego.
-Ach tak?-kręcę kpiąco głową- Jak ma na imię ta ostatnia z którą wpadłeś, Monica?
-Nie bądź śmieszna.
-To ty nie udawaj pana wszechświata bo nim nie jesteś.-warczę
-Nie podnoś głosu bo gdyby nie ja tkwiłabyś w jakiejś kawalerce w mało ciekawej dzielnicy miasta z jakimś bezrobotnym Polaczkiem.
-Tak, rzeczywiście, gdyby nie ty mieszkałabym pod mostem bo przecież sama wcale na siebie nie zarabiam i nie posiadam własnej firmy!
-Gdyby nie ja, byłabyś nikim kochanie.-mówi wymuszając uśmiech, a gdy podchodzi w moim kierunku wyczuwam delikatną woń whisky. Nie miałam kompletnego pojęcia co zrobić. Co powiedzieć. Miałam kompletną pustkę w głowie, ale wiedziałam jedno. Nie mogłam za nic w świecie dać po sobie poznać, że trafił w sendo sprawy. Po prostu to nie mogło wyjść na jaw.
-No przyznaj się, ile razy cię już przerżnął ten siatkarzyna.
-Mnie insynuujesz jakieś kretyńskie romanse, a sam zabawiasz się na prawo lewo!
-Nie twój zakichany interes co robię, beze mnie byłabyś nikim, więc nie waż się podnieść na mnie głosu suko!-wrzeszczy, po czym z pełną furią i nienawiścią zarówno w głosie jak i w oczach z pełnym impetem wymierza mi swoją dłonią siarczystego polika. Po tym ciosie kulę się łapiąc się za policzek czując ciepła i lepką ciecz spływającą z kąciki moich ust. Podnoszę przerażona wzrok w kierunku tego potwora, który był rzekomo moim mężem. Jednak w jego wzroku nie odnajduję zupełnie nic, a to jest najbardziej przerażające. Kiedyś wydawać się mogło, że mogłam w jego spojrzeniu znaleźć ciepło i uczucie, a dziś w jego oczach nie było nic poza obojętnością, chłodem, a teraz i nienawiścią. W tej chwili wszystko stało się dla mnie jasne. To przelało wszelką czarę goryczy. Wraz z tym co zrobił dał kres tej farsie jaką było to małżeństwo.
-Koniec.-wyduszam z siebie cicho- To koniec.-dodaję pewniej, a jego wzrok tężeje
-Chyba oszalałaś.
-Nie, wręcz przeciwnie.-mówię by po chwili chwycić torebkę i wybiec z mieszkania. Nie oglądam się z siebie tylko pędzę jak szalona przez korytarz aż do windy wciskając jak szalona guziki. Serce o mało co nie wyskoczy mi z piersi, gdy słyszę w oddali kroki. Gdy drzwi się rozsuwają niemal wpadam do środka i czym prędzej wciskam przycisk. Każda kolejna minuta spędzona w tym ciasnym pomieszczeniu wydaje się być wiecznością, po dwóch przystankach przy których o mało co nie dostałam zawału wreszcie docieram na piętro o numerze zero i biegiem pokonuję odległość jaka dzieli mnie od samochodu. Z piskiem opon opuszczam podziemny parking i jadę w bliżej nieznanym mi kierunku. Zatrzymałam się dopiero po kilkunastu minutach szaleńczej jazdy w czasie której złamałam co najmniej szereg przepisów drogowych. Dopiero po chwili spostrzegłam się, że znajduję się na samych obrzeżach miastach w okolicach trzygwiazdkowego hotelu w którym po chwili bookuje pokój na nazwisko swojej przyjaciółki. Otwieram pokój kartą by po chwili paść na łóżko i zacząć cicho szlochać. Minęła dopiero dłuższa chwila zanim zdołałam się uspokoić. Do tego także zmusiło mnie pukanie do drzwi, w których ujrzałam jedyną osobę, jaką pragnęłam w tej chwili zobaczyć.
-O mój boże Lili, co się stało?!-niemal natychmiast wyrzuca z siebie widząc mój wielce opłakany stan- Co z twoim ustami? Nie.. czy to te dupek ci to zrobił?!
Po prostu nie wytrzymałam. Nie umiałam z siebie wydusić ani jednego, najmniejszego słowa. Jedyne co potrafiłam w tej chwili zrobić to wybuchnąć cichym płaczem, który przemienił się w żałosne szlochanie w rękaw przyjaciółki. Nie wiem ile czasu minęło. Nie wiem ile siedziała obok mnie i po prostu w ciszy znosiła moje żale. Wnioskując po tym, że za oknem nie można było dostrzec w zasadzie niczego prócz lampy oświetlającej ulice gdzieś w oddali spowitej w mroku nocy. Dopiero po tak długim czasie byłam w stanie cokolwiek powiedzieć. Wtedy wszystko to, co mnie hamowało nagle zniknęło i mówiłam. Jak najęta przez dobrych kilkanaście minut. I wtedy zapadła cisza. Widziałam na twarzy Chiary jak przetrawia wszystkie informacje jakie jej dostarczyłam. Widziałam jak na jej twarzy z przerażenia rośnie wściekłość i co najmniej chęć mordu. Szczerze powiedziawszy w tej chwili też miałam ochotę wpaść do mieszkania i zrobić mu krzywdę, o wiele gorszą niż ta, którą uczynił mnie.
-Mam ochotę go zabić.-warczy okropnie zła- Musisz się z nim rozwieść Lil, nie masz wyjścia. Ten gnój powinien dostać za swoje, nie dość, że zdradza cię na prawo i lewo i za chwilę zostanie tatusiem to jeszcze cię uderzył!
-Zostanie ojcem?-powtarzam nie wierząc tym słowom
-Nie wiedziałaś prawda?-wzdycha i spogląda w moim kierunku współczująco- Dowiedziałam się tego ostatnio i to całkiem przypadkiem. On wcale nie jeździ na żadne zagraniczne delegacje, a w Piacenzie nie pracuje dwadzieścia cztery godziny na dobę. Jak się dowiedziałam to od jakiegoś roku cię zdradzał, a ona jest w szóstym miesiącu ciąży. Przykro mi.
Nie potrafię wydusić z siebie ani słowa. Moje myśli zostały zalane przez falę tysiąca, a może i miliona różnorakich myśli. Ale przede wszystkich w sercu pojawił się jeszcze większy i przeszywający niemal całe ciało ból. Nie kochałam go, ale mimo wszystko to był kolejny już cios poniżej pasa. Kiedy jeszcze między nami było wszystko dobrze marzyłam o dziecku, ale on twierdził, że nie jest gotów zostać ojcem. I chyba właśnie dlatego poczułam się w tej chwili jakby ktoś mnie skopał, a do tego przejechał walcem.
-Jak mogłam być aż tak naiwna, jak...-mówię cicho
-Nie miałaś szans by się tego dowiedzieć, zbyt dobrze to przed tobą ukrywał.
-I gdyby nie ty, pewnie jeszcze długo żyłabym w nieświadomości.-kręcę głową z niedowierzaniem, a pod powiekami czuję słone łzy.
-Jesteś piękną, inteligentną kobietą, masz jeszcze całe życie przed sobą. Jestem pewna, że trafisz na wspaniałego faceta.-ściska moją dłoń pokrzepiająco się uśmiechając
-A co jeśli.. jeśli już to zrobiłam?-pyta cicho, a przyjaciółka spogląda na mnie pytająco. Musiałam wreszcie to komuś powiedzieć. Musiałam się wygadać. Nie mogłam dłużej wytrzymać, a wiedziałam, że Chiara będzie w stanie mnie zrozumieć. A przede wszystkim wysłuchać. Bo tego właśnie potrzebowałam.
-Zakochałaś się w nim?-pyta nagle
-Nie wiem.-wzdycham
-A on kiedykolwiek powiedział ci, że.. no wiesz.
-Generalnie to nasza relacja to czysty romans. Bez większych emocji.
- Proszę cię, uważaj bo wiesz jacy są faceci. Kiedy tobie się wydaje, że jest wszystko pięknie i jak w bajce im może chodzić tylko o jedno.
-Nie wydaje się taki być.-kręcę głową
-Czegoś byś nie zrobiła to przecież wiesz, że jestem obok gotowa do pomocy.-unosi kąciki ust ku górze- Ale najpierw rozpraw się z tym cholernym gnojem, a potem kochana możesz szaleć do woli.
-Wiem i nawet nie wiesz jak jestem ci wdzięczna Chiar.-wysilam się na uśmiech- W takim razie mam ochotę się czegoś napić.
Po wszystkich wydarzeniach tego dnia, po wszelkich informacjach, które kompletnie zburzyły mój dotychczas ułożony świat jedyną rzeczą na jaka miałam w chwili obecnej ochotę to zapić swoje wszelkie smutki, troski i roztargnienia w szklance alkoholu. Oczywiście na jednej się nie skończyło. Wypijałam i nalewałam kolejne. Chiara po wypiciu butelki whiskey spasowała, ja po prostu nie mogłam i nie chciałam. Umiar znalazłam dopiero, gdy opróżniłam ostatnią butelkę tym samym wykorzystując wszelkie dostępne w zasięgu ręki zapasy alkoholu. Zupełnie upita i rozbita nie wiedzieć kiedy usnęłam leżąc w poprzek łóżka.
Promienie słoneczne wpadające przez okno oraz przeraźliwy ból głowy, który wydawał się roztrzaskiwać moją głowę na miliony kawałeczków powitał mnie o poranku. W przerażeniu rozejrzałam się po pokoju w poszukiwaniu przyjaciółki, jej osobę ujrzałam dopiero po chwili, gdy pojawiła się w drzwiach do pokoju z drobnymi zakupami.
-Kupiłam ci coś na kaca mordercę, a do tego jakieś drobne kosmetyki bo rozumiem, że nie wzięłaś niczego ze sobą.
-Skarb nie przyjaciółka!-rzucam krzywiąc się, gdy wypite ilości alkoholu dają o sobie znać
-Dzwoniłam do Filipo i Alessandro do wieczora jest poza domem. Jeśli chcesz..
-Raczej nie zamierzam tam mieszkać.-wtrącam na co przyjaciółka kiwa głową. Daje mi chwilę po czym doprowadzam się do względnego ładu, doskonale widząc w lustrze podkrążone i opuchnięte od płaczu oczy, a także zmarnowaną, bladą twarz. Nawet makijaż nie był w stanie do końca ukryć opłakanych skutków picia bez umiaru. Wkładając na nos czarne raybany wraz z brunetką opuszczam swoją tymczasową siedzibę. Po kilkunastu minutach jazdy samochód staje. Chiara spogląda na mnie pytająco, na co jedynie odpowiadam jej delikatnym skinięciem głową, a ona znika. Po kilku minutach dostaję od niej znak iż w mieszkaniu panuje absolutna cisza. Biorę głęboki wdech i udaję się ku górze. Bez większych sentymentów i skrupułów pakuje wszelkie swoje rzeczy do walizek z pomocą przyjaciółki. Gdy wszystko zostaje skrzętnie zapakowane staję przed komodą na której stoi całkiem sporo oprawionych w ramki zdjęć. Na jednym z nich widzę szalenie szczęśliwą i wydawać się mogło zakochaną dziewczynę w pięknej białej sukni, a obok niej stoi w idealnie skrojonym garniturze grecki Bóg, nie mniej szczęśliwy niż ona. Szkoda, że ta fotografia należała już do przeszłości. Pod wpływem impulsu strącam wszystkie te wspomnienia, a już po chwili na podłodze roi się aż od szkła. Wszystko to zostało zniszczone w kilka sekund, tak samo jak moje życie. Odwracam się na pięcie i wędruje ku jednej z szaf z której wyciągam kilka albumów ze zdjęciami. W ekspresowym tempie rozpalam w kominku, a już po chwili wszystkie te wspomnienia płoną i zostaje z nich tylko popiół. Bo są dokładnie tyle samo warte, co i to co właśnie z nich zostało. Zabieram ze sobą swoją ukochaną kocicę i wraz ze swoimi rzeczami opuszczam mieszkanie. Po ponad godzinie błąkania znajduje coś dla siebie, swoją przystań przez najbliższych kilka dni, jak nie miesięcy.
-I co teraz?
-Teraz? Muszę znaleźć dobrego prawnika i wreszcie zamknąć ten cholerny rozdział w swoim równie beznadziejnym życiu. I w końcu być szczęśliwą.
-Zuch dziewczyna.-uśmiecha się Włoszka- Niech ten gnój ma za swoje, należy mu się.
-I tak wiem, że mi nie odpuści i będzie próbował jak najbardziej wszystko utrudnić.
-On w tej sytuacji akurat nie ma nic do gadania, bo to nie ty jesteś w ciąży z kochankiem, a do tego nie podniosłaś na niego ręki tylko on na ciebie. Nawet najlepszy adwokat świata mu nie pomoże.
-Najchętniej bym go teraz rozszarpała i zniszczyła, ale po prostu chcę się od niego uwolnić i zacząć wreszcie żyć. Tylko tyle.
-Będziesz tego słono żałował, ja już tego przypilnuje.-mówi Chiara i choć nie udziela mi się aż tak wielka chęć zemsty to nie da się ukryć, że Alessandro powinien odpokutować za wszystkie moje krzywdy. Po prostu sobie na to zasłużył i to właśnie zamierzałam zrobić. Zadać mu dokładnie taki sam ból jaki sprawiał mnie od kilkunastu miesięcy. Sprawić by cierpiał od własnej broni.
Nazajutrz po ponad dwóch godzinach rozmów opuściłam gabinet jednego z najlepszych specjalistów w kwestiach rozwodów. To był dzień w którym pragnęłam rozpocząć na nowo swoje życie i dać kres tej wegetacji, jaką dotychczas toczyłam. Chciałam odnaleźć swój własny osobisty sens życia jaki zgubiłam gdzieś po drodze i nijak nie potrafiłam go odnaleźć. A przede wszystkim pragnęłam znów być szczęśliwa. Pokochać kogoś całym sercem, duszą i umysłem, a także być kochaną. Odnaleźć własne ja w tym wszystkim.
-Jak idzie plan pod tytułem nowe życie?-słyszę głos przyjaciółki w słuchawce telefonu
-Spotkałam się z adwokatem, który dał mi jakieś dziewięćdziesiąt osiem procent szans na wygranie sprawy, a do tego rozmawiałam z matką.-przełykam głośno ślinę
-I jak zareagowała?
-Nie była szczęśliwa.-wzdycham ciężko- Ale jakimś cudem zaakceptowała moją decyzję.
-A jak z ojcem?
-Był wściekły.-mówię- Powiedział tyle, że się na mnie zawiódł i tyle. Spodziewałam się po nim tego.
-Po prostu potrzebuje czasu.-stara się mnie pocieszyć
-Wiem, że go zawiodłam tak samo jak siebie samą, ale nie miałam innego wyjścia i czy będzie chciał czy nie, będzie musiał żyć z myślą, że jego idealny zięć, wcale taki nie był.
-Myślę, że po pewnym czasie ochłonie i nie będzie miał ci tego za złe, bo nie ma przecież czego. Życie pisze różne scenariusze.-odpowiada mi brunetka- Mam do ciebie wpaść?
-Nie obraź się Chiar, ale chciałabym pobyć trochę sam na sam ze sobą. A do tego muszę załatwić jeszcze jedna sprawę.
-Chyba wiem jaką, więc powodzenia kochana. Mam nadzieję, że jest tak jak mówiłaś.-mówi radośnie, a po chwili kończycie waszą rozmowę.
Po kilku minutach podróży docieram wreszcie do celu. Wysiadam z samochodu i widzę, że w jego mieszkaniu pali się światło. Biorę głęboki wdech po czym wchodzę do klatki schodowej. Pokonuję kilkadziesiąt schodów w ekspresowym tempie po czym stoję pod jego drzwiami. Pukam niepewnie dwa razy. Słyszę czyjeś kroki w korytarzu po czym dźwięk ustępującego zamka w drzwiach i drzwi się otwierają. Jednak nie zastaję bruneta. Przede mną stoi szczupła i dość ładna blondynka i przygląda mi się z ciekawościa.
-A pani do kogo?-duka po angielsku w moim kierunku
-Przepraszam, ale chyba pomyliłam mieszkania.-mówię jakimś cudem nie plącząc języka po czym odwracam się na pięcie i niemal zbiegam po schodach po drodze o mały włos nie zaliczając czołowego zderzenia z panią w podstarzałym wieku, która rzuca mi kilka mało przyjemnych epitetów w języku włoskim, jednak ja nie zwracam na nie uwagi. Chcę jedynie jak najszybciej się stamtąd wydostać i schować przed światem. Nie wiem nawet kiedy znajduję się w swoim obecnym lokum o wiele mniejszym gabarytowo od poprzedniego mieszkania, a w dłoni trzymam kieliszek i butelkę otworzonego wina. Dzisiaj nie ma granic. Dziś mogę topić wszelkie żale, smutki i boleści w kieliszku wytrawnego wina. Dziś mogę pić do nieprzytomności, bo czy pozostało mi w obecnej chwili coś innego? Chyba tylko ze sobą skończyć, ale to chyba mimo wszystko nie był najlepszy scenariusz. Nawet pomimo beznadziejności mojego życia w chwili obecnej i brak dalszych perspektyw na jego poprawę.
~~*~
Znów zawaliłam z terminem, wybaczcie. Ostatni tydzień był tak zwariowany, że naprawdę nie miałam głowy do tego by napisać cokolwiek. Teraz, gdy dojdzie szkoła, treningi i tym podobne nie będzie lepiej, ale zrobię wszystko co w mojej mocy by raz w tygodniu coś dla Was napisać i opublikować. Tym bardziej, że małymi kroczkami zbliżamy się ku finiszowi moich historii i kariery.
MŚ rozpoczęte w najlepszym możliwym stylu, coś pięknego. Tak samo jak nasza gra. Oby tak do końca. Ja odliczam do II fazy z ogromną niecierpliwością. Dzięki tym mistrzostwom może jakoś uda się przetrwać początki szkoły.oby do świąt
Ściskam,
wingspiker.
| ask | duet | Alek |
Znów zawaliłam z terminem, wybaczcie. Ostatni tydzień był tak zwariowany, że naprawdę nie miałam głowy do tego by napisać cokolwiek. Teraz, gdy dojdzie szkoła, treningi i tym podobne nie będzie lepiej, ale zrobię wszystko co w mojej mocy by raz w tygodniu coś dla Was napisać i opublikować. Tym bardziej, że małymi kroczkami zbliżamy się ku finiszowi moich historii i kariery.
MŚ rozpoczęte w najlepszym możliwym stylu, coś pięknego. Tak samo jak nasza gra. Oby tak do końca. Ja odliczam do II fazy z ogromną niecierpliwością. Dzięki tym mistrzostwom może jakoś uda się przetrwać początki szkoły.
Ściskam,
wingspiker.
| ask | duet | Alek |