Kolejny nudny i
ciągnący się w nieskończoność dzień. Siedem godzin w pracy z przylepionym do
twarzy nieszczerym uśmiechem i nadmierną uprzejmością i życzliwością wobec
innych, a potem głucha pustka wypełniająca blisko stumetrowy apartament z
panoramicznym widokiem na modeńską starówkę. Nie wiem nawet, który raz z rzędu
żywię złudną nadzieję, że zastanę w mieszkaniu coś więcej aniżeli dźwięczącą i
przerażającą ciszę od czasu do czasu przerywaną leniwym mruczeniem swojego
futrzastego przyjaciela, który był chyba jedyną osobą na której towarzystwo mogłam
liczyć zawsze. Ledwo wpadam do mieszkania, a już między moimi nogami pląta się
rasowy brytyjski kot przyjemnie mrucząc. Poświęcam mu pięć minut swojej uwagi
po czym rozładowuje zakupy, które i tak będą tkwić na półkach w lodówce przez
kolejne tygodnie bo szczerze mówiąc, nie pamiętałam kiedy ostatnio gotowałam
dla większej ilości osób niż tylko dla siebie. Po bezcelowym błąkaniu się po
kątach dość sporego mieszkania staję przed ogromnym oknem i spoglądam na Modenę
skąpaną już w delikatnym mroku zwiastującym nadejście wieczoru. Im dłużej
spogląda w bliżej nieznaną mi dal tym bardziej zaczynam się zastanawiać.
Zastanawiam się czy każdy wieczór do końca mojego marnego życia tak właśnie
będzie wyglądał. Czy już zawsze prócz ukochanego kota w mieszkaniu witać mnie
będzie przerażająca cisza? Czy tak właśnie spędzę resztę życia? Jako samotna
mężatka z kotem popijająca ulubione czerwone wino? Chyba na to się zanosiło.
Żoną byłam tylko i wyłącznie z nazwy. Nie pamiętam już nawet kiedy po raz
ostatni widziałam Alessandra, nie wspomnę już o jakiekolwiek durnej rozmowie
czy geście świadczącym o tym, że dalej coś nas łączyło. To wszystko przepadło
gdzieś w nicość i wcale nie zamierzało wracać. Nie wiem nawet czy tego bym
chciała. Po tak wielu dniach spędzonych z dala od siebie dzieliła nas już
kilometrowa przepaść, która z każdym kolejnym samotnie spędzonym zachodem
słońca zwiększała tylko swoją wielkość. Choć kiedyś było nam ze sobą naprawdę
dobrze, tak teraz nie potrafilibyśmy ze sobą żyć. Obydwoje doskonale widzieliśmy
co działo się między nami, ale jakoś żadnemu z nas nie było śpieszno do
jakiekolwiek naprawy i próby ratowania tego co było kiedyś. Po prostu daliśmy
za wygraną i poddaliśmy się. Nie walczyliśmy już o siebie, nasz związek. Chyba
obydwoje zrozumieliśmy, że nie masz już niczego do ratowania.
-Chiara.-mówię odbierając swój telefon
-Lil, co ty taka oficjalna?-chichocze- Co
robisz kochana?
-Zgadnij.-wzdycham głęboko głaszcząc między
uszami Carmel
-Tak też myślałam.-mówi z wyraźną dezaprobatą-
W takim razie za pół godziny widzę cię w Montesecchi.
-Jednymi słowy sądzisz, że pora się
upić?-pytam bez ogródek
-Myślę Lil, że czas się upić i pogadać o
pewnych sprawach.-odpowiada spokojnie- To jak będzie?
-Wiesz, że tobie nigdy nie odmówię.-mówię
uśmiechając się na samą myśl o swojej nieco zwariowanej włoskiej przyjaciółce,
a po chwili rozmowy odkładam telefon, zrzucam kotkę z kolan i wędruję ku
garderobie. Po jakichś pięciu minutach oględzin wybieram rozkloszowaną
pastelowo żółtą spódnicę idealnie podkreślającą nogi oraz delikatną białą
bluzeczkę z drobnymi haftami w okolicach dekoltu. Całość uzupełniam nieco
odważniejszym makijażem i idealnie dobraną biżuterią. Po niespełna dwudziestu
minutach stwierdzam, że wyglądam całkiem wyjściowo po czym opuszczam mieszkanie
i udaje się w kierunku umówionego klubu, po drodze zaliczając kilka złaknionych
męskich spojrzeń zarzuconych na mojej osobie. Zupełnie nic sobie z tego nie
robiąc wchodzę do środka i niemal
natychmiast uderza do moich uszu nastrojowa, nie za głośna włoska muzyka
śpiewana przez kobietę o głosie niemal anioła. Bez problemu odnajduję
przyjaciółkę, która ożywia się na mój widok. Całuje mnie w obydwa policzki na
powitanie po czym obydwie zamawiamy nasze ulubione czerwone, pół wytrawne wino.
-Lil, wszystko w porządku?-mruży oczy
skupiając się na mojej osobie
-Chciałabym by było.-wzdycham wbijając wzrok w
dłonie splecione na stoliku
-Wciąż chodzi o Alessandro, prawda?-trafia w
samo sedno sprawy, a ja jedynie podnoszę delikatnie smutny wzrok
-Kretyn..-warczy i wiem, że na usta cisną jej
się zdecydowanie gorsze epitety, lecz zatrzymuje je dla siebie- Kiedy ostatnio
się widzieliście?
-Nie wiem, chyba ze trzy tygodnie temu, jak
nie więcej.-wzruszam bezradnie ramionami
-Matko, co za palant, najlepiej zabrać dupę w
trok do Piacenzy i zostawić kilkaset kilometrów dalej żonę, a tam bajerować na
prawo i lewo.-mówi wyraźnie zła- Nie chcę cię dołować Lil, ale rozmawiałam z
Francescą, a jej szwagier pracuje razem z Alessem i z tego co mi powiedziała za
bardzo nie hamuje go fakt, że ma w Modenie piękną żonę.-krzywi się
-Szczerze mówiąc nie rusza mnie już to
Chiar.-mówię beznamiętnie- Między nami już nic nie ma, nie czuję do niego
zupełnie nic.
-To dlaczego dalej to ciągnięcie?
-Bo chyba żadne z nas nie ma ochoty rozwiązać
tej sprawy.-odpowiadam gorliwie przypatrującej mi się szatynce
-Jesteś piękną, młodą kobietą, jesteś
inteligenta i masz świetne poczucie humoru, ten frajer na ciebie nie
zasługiwał.-mówi ujmując moją dłoń i unosząc delikatnie kąciki ust ku górze w
geście pokrzepienie
-I co z tego skoro wieczory spędzam z kotem w
wielkim i pustym mieszkaniu, a on zabawia się w najlepsze w Piacenzie.-mówię z
ironią w głosie po czym upijam spory łyk krwisto czerwonego napoju
-Jak tylko spotkam tą kanalię to przysięgam,
że nie ręczę za siebie!-rzuca podenerwowana- A teraz, wypijmy za wszystkich
beznadziejnych facetów na czele z największym dupkiem na świecie czy Alessandro
Matteoni!-chichocze po czym stuka w moją lampkę i oddajemy się zupełnie
przyjemniejszym rzeczom. Tego wieczora miałam jedynie ochotę się zdrowo upić i
chyba to mi się udało, bo po kilku kolejnych lampkach wina i dwóch
szklaneczkach brandy czułam wyraźny szum w głowie. Siedziałam przy barze sącząc drinka i obserwując jak
moja przyjaciółka zdobywa kolejną ofiarę, trzeba było jej przyznać, że była tym
naprawdę niezła. Moje baczne obserwacje przerywa mi wyraźnie wstawiony gość
idący slalomem w okolicach baru i niemal wytrącający z moich dłoni szklankę z
napojem. Oczywiście nie byłabym sobą gdyby nie spuentowała jego czyny soczystym
i pasującym niemal do każdej okazji, chyba najbardziej znanym polskim słowem
jakim było kurwa. Zła jak osa
wycieram skutki zderzenia z mało przyjemnym typem, gdy w niemal tej samej
chwili tuż obok mnie dosiada się jakiś osobnik. Przez chwilę pochłonięta
zapieraniem plamy z drinka na jednej ze swoich ulubionych kreacji zupełnie nie
zauważam tego, że jestem pod baczną obserwacją. Dopiero po chwili podnoszę
wzrok i spoglądam lekko w lewo.
-Zastanawiałem się przez pół wieczoru co za
piękność tu się znajduję i zdołałem dojść do wniosku, że z całą pewnością nie
jesteś Włoszką, po urodzie i soczystym kurwa
z ust mogłem się domyślić, że najpiękniejsze kobiety są z Polski.-uśmiecha się
zagadkowo patrząc na mnie swoimi zielonymi oczami, które zdecydowanie miały w
sobie coś co nie pozwalało oderwać od nich wzroku. Dopiero po dłuższej chwili
lustrujesz wzrokiem swojego rozmówcę i choć stan upojenia alkoholowego
zdecydowanie nie pomagał, zdołałam zarejestrować jego dobrze zbudowane ciało,
szarmancki uśmiech, pełne zielone oczy pełne pożądania i tą nonszalancką
pewność siebie.
-Jeśli szukasz panny na jedną noc to źle
trafiłeś.-wyrzucam z siebie- Ale sądzę, że znajdzie się co najmniej trzy, które
w jednej chwili gotowe będą oddać ci wianek czy w jednej sekundzie pozbyć się
ubrania.
-Skąd taka pewność, że ja chcę jedynie
przygody na jedną noc?-unosi brew ku górze nieprzerwanie obdarzając mnie
spojrzeniem
-Wy faceci jesteście wszyscy tacy samy i
dokładnie wszyscy myślicie tym co macie w spodniach.-rzucam dość niepochlebną
uwagę
-Po twojej wypowiedzi mogę stwierdzić, że
trafiłaś na jakiegoś dupka, który dał ci taki obraz faceta, trafiłem?-pyta z
niewymuszonym uśmiechem na twarzy
-To raczej nie twoja sprawa, z resztą nie
przypominam sobie żebyśmy przeszli na ty.-mówię całkiem trzeźwo- A teraz
przepraszam, ale na ten wieczór za dużo już wrażeń.-dodaję po chwili po czym
płacę za siebie, zabieram torebkę w dłonie i nieodwracając się w kierunku
tajemniczego rozmówcy wychodzę. Jakimś cudem udaje mi się dotrzeć do mieszkania
w nienaruszonym stanie o trzeciej dwadzieścia osiem. W głowie wciąż mi huczy, a
co gorsza Carmen zapragnęła w środku nocy zabaw. Zupełnie ją ignorując wypijam
duszkiem szklankę wody i biorę coś przeciwbólowego. W przeciągu następnych
kilku minut biorę prysznic, zmywam z siebie wszystkie wydarzenia nie tylko
ostatnich dwudziestu czterech godzin, ale też i tygodni. Kilka minut po
czwartej odpływam w objęcia Morfeusza. Tak jak się spodziewałam, budzi mnie
pulsujący ból głowy. Gdy podnoszę się z łóżka czuję się jak po zderzeniu z
ciężarówką sporego kalibru. Doczołguję się do kuchni, przygotowuje swoje
sprawdzone metody na kaca mordercę po czym wmuszam w siebie z ogromnym trudem
kawałek kanapki i ulubione latte. Wgapiam się beznamiętnie w ekran telewizora
starając się choć w małym stopniu skupić na wiadomościach jakie były właśnie
nadawane. Wtedy właśnie w jednej sekundzie uderzają do mnie wydarzenia
wczorajszego dnia, a raczej wczorajszej nocy. Wszystko pojawia się przed oczami
i mija w niemal jednej sekundzie. Moja uwaga jednak koncentruje się na jednej
rzeczy. Na jednej błahostce jakby się mogło wydawać. Bo od tej chwili nijak nie
potrafię odpędzić od siebie jednej cholernego wspomnienia. Wspomnienia dużych,
zielonych oczu gorliwie mi się przyglądających. Czy to możliwe, że nie mogę
zapomnieć o niemal nieznanym sobie facecie? Przecież to jakiś totalny absurd.
Absurd jak moje obecne życie, bo chyba inaczej tego nazwać nie można.
~*~
Witam w ten jakże upalny i słoneczny dzień, no przynajmniej na Lubelszczyźnie :) Tak oto pojawia się pierwsza część tej historii. Pisanie w pierwszej osobie tutaj to dla mnie wyzwanie bo dawno nie pisałam w tej formie i nie powiem, często muszę poprawiać bo zdarza mi się napisać w formie drugiej, ale co zrobić :D Tak jak i część poprzednia, ta również powstała na włoskiej ziemi parę ładnych dni temu pod wpływem chwili. Ocenę jakości pozostawię już Wam moje drogie. Miłego dnia! A tymczasem idę smażyć się w ogrodzie.
Trzymajcie się,
wingspiker.
#WarsawUprising PAMIĘTAMY
#klepa.
OdpowiedzUsuńLil bardzo dużo przeżywa.
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie dlaczego nic nie zrobi z tym związkiem, dlaczego go nie zakończy.
Mam nadzieję, że pomoże jej w tym przyjaciółka, a no i Zbyszek, którego spotkała i w którym się zadurzyła.
Z pewnością się jeszcze zobaczą.
Pozdrawiam.
Chyba po prostu potrzebuje do tego impulsu, a kto wie co, a raczej kto nim będzie (:
UsuńTen cały pseudo mąż już dawno nie powinien nim być, ba!, przecież on już teraz właściwie tym mężem nie jest.
OdpowiedzUsuńNawet nie mam już kolejnych słów na tego drania, który zamiast nosić na rękach Lile woli uganiać się za innymi w innym mieście :(
Może Zbyszek wprowadzi trochę kolorów do życia Liliany? Musi ^^
Całuje :-*
Typowy facet chciałoby się rzec.
UsuńCo do Zbyszka, to się okaże :)
Wszystko, co wychodzi z twoich rąk jest genialnie i tym razem też nie zawodzisz :) To małżeństwo to fikcja, co wiedzą nawet sami zainteresowani. Ale czemu się nie rozwiodą? Nie mieliby juz problemu. Mogliby spokojnie zająć się swoim życiem. Hmm, przystojny zielonooki mężczyzna w klubie... czyżby to sam Zbigniew Bartman zauroczył Lil? jestem ciekawa jak sytuacja dalej się rozwinie ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
Okropnie miło jest mi to czytać, dziękuje! Co do zielonookiego, kto wie.. :P
UsuńCudny ! Mam nadzieję, że Zbyszek zaopiekuję się samotną Lilianą, a ta rozwiedzie się z mężem. U mnie prawie cały dzień pada. Tak samo wczoraj :/
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńLil tkwi w związku nie mającym większego sensu, a mimo to nie podejmuje żadnych działań w celu zmiany obecnego stanu rzeczy. Alessandro jak widać jest ślepy na jej kobiece potrzeby dodatkowo nie mając zahamowań przed oglądaniem się za krótkimi spódniczkami. Czyżby spotkanie ze Zbyszkiem zaowocowało radykalnymi zmianami w życiu głównej bohaterki? ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Kto wie, kto wie ;)
UsuńLila bezsensownie tkwi w małżeństwie które istnieje tylko i wyłącznie na papierze. Mam nadzieję, że pojawienie Zbyszka sprawy, że postara się coś z nim zrobić.
OdpowiedzUsuńZobaczymy czy popchnie ją do działania ;)
Usuńczytam ;)
OdpowiedzUsuńCieszę się :)
UsuńA czy ja mogę Ci potowarzyszyć w tym jednym z dwóch ostatnich opowiadań, no i przede wszystkim czytać? :)
OdpowiedzUsuńCzytam! ;)
Pozdrawiam,
OL. ;>
Oczywiście, że możesz! :)
UsuńJak widać Alessandro, to bez różnicy czy ma żonę czy nie, bo wyjechał kilkaset kilometrów od Modeny i prowadzi "bujne" życie nie zważając, że w pobliżu jest jego szwagier. A Lil? Może nie umiera z tęsknoty, bo raczej na pewno nie tęskni, ale brak jej czułości i miłości ze strony mężczyzny. Kot czy inne zwierze nie zastąpi drugiej osoby. Mam nadzieję, że przyjaciółka pomoże jej podjąć decyzję o rozwodzie, bo jaki jest sens, by formalnie ciągnąć coś, czego nie ma. Młodzieńcza miłość ulotniła się i pozostały tylko sprawy formalne... I nie wiem jakim cudem pojawi się Zbych, ale czekam na tego zielonookiego ^^
OdpowiedzUsuńŚciskam :*
Zobaczymy czy odnajdzie impuls do działania :)
UsuńW końcu jestem, przepraszam, że mnie tyle nie było, ale ostatnio mi naprawdę nie po drodze z blogami.....
OdpowiedzUsuńNie wiem jak ona jeszcze może być z Alessandro. Kto to wie co on robi tak naprawdę. Może prowadzi podwójne życie? Myśli, że przez łóżko wszystko załatwi, a tak naprawdę zaczyna od dupy strony. Przepraszam za wyrażenie, ale taka prawda :P
Tak więc niech nie ma oporów i zabiera się za zielonookiego :D
Nie pod tym rozdziałem co trzeba oczywiście dodałam komentarz -,-
Usuń