piątek, 1 sierpnia 2014

#uno.

  Kolejny nudny i ciągnący się w nieskończoność dzień. Siedem godzin w pracy z przylepionym do twarzy nieszczerym uśmiechem i nadmierną uprzejmością i życzliwością wobec innych, a potem głucha pustka wypełniająca blisko stumetrowy apartament z panoramicznym widokiem na modeńską starówkę. Nie wiem nawet, który raz z rzędu żywię złudną nadzieję, że zastanę w mieszkaniu coś więcej aniżeli dźwięczącą i przerażającą ciszę od czasu do czasu przerywaną leniwym mruczeniem swojego futrzastego przyjaciela, który był chyba jedyną osobą na której towarzystwo mogłam liczyć zawsze. Ledwo wpadam do mieszkania, a już między moimi nogami pląta się rasowy brytyjski kot przyjemnie mrucząc. Poświęcam mu pięć minut swojej uwagi po czym rozładowuje zakupy, które i tak będą tkwić na półkach w lodówce przez kolejne tygodnie bo szczerze mówiąc, nie pamiętałam kiedy ostatnio gotowałam dla większej ilości osób niż tylko dla siebie. Po bezcelowym błąkaniu się po kątach dość sporego mieszkania staję przed ogromnym oknem i spoglądam na Modenę skąpaną już w delikatnym mroku zwiastującym nadejście wieczoru. Im dłużej spogląda w bliżej nieznaną mi dal tym bardziej zaczynam się zastanawiać. Zastanawiam się czy każdy wieczór do końca mojego marnego życia tak właśnie będzie wyglądał. Czy już zawsze prócz ukochanego kota w mieszkaniu witać mnie będzie przerażająca cisza? Czy tak właśnie spędzę resztę życia? Jako samotna mężatka z kotem popijająca ulubione czerwone wino? Chyba na to się zanosiło. Żoną byłam tylko i wyłącznie z nazwy. Nie pamiętam już nawet kiedy po raz ostatni widziałam Alessandra, nie wspomnę już o jakiekolwiek durnej rozmowie czy geście świadczącym o tym, że dalej coś nas łączyło. To wszystko przepadło gdzieś w nicość i wcale nie zamierzało wracać. Nie wiem nawet czy tego bym chciała. Po tak wielu dniach spędzonych z dala od siebie dzieliła nas już kilometrowa przepaść, która z każdym kolejnym samotnie spędzonym zachodem słońca zwiększała tylko swoją wielkość. Choć kiedyś było nam ze sobą naprawdę dobrze, tak teraz nie potrafilibyśmy ze sobą żyć. Obydwoje doskonale widzieliśmy co działo się między nami, ale jakoś żadnemu z nas nie było śpieszno do jakiekolwiek naprawy i próby ratowania tego co było kiedyś. Po prostu daliśmy za wygraną i poddaliśmy się. Nie walczyliśmy już o siebie, nasz związek. Chyba obydwoje zrozumieliśmy, że nie masz już niczego do ratowania.
 -Chiara.-mówię odbierając swój telefon
 -Lil, co ty taka oficjalna?-chichocze- Co robisz kochana?
 -Zgadnij.-wzdycham głęboko głaszcząc między uszami Carmel
 -Tak też myślałam.-mówi z wyraźną dezaprobatą- W takim razie za pół godziny widzę cię w Montesecchi.
 -Jednymi słowy sądzisz, że pora się upić?-pytam bez ogródek
 -Myślę Lil, że czas się upić i pogadać o pewnych sprawach.-odpowiada spokojnie- To jak będzie?
 -Wiesz, że tobie nigdy nie odmówię.-mówię uśmiechając się na samą myśl o swojej nieco zwariowanej włoskiej przyjaciółce, a po chwili rozmowy odkładam telefon, zrzucam kotkę z kolan i wędruję ku garderobie. Po jakichś pięciu minutach oględzin wybieram rozkloszowaną pastelowo żółtą spódnicę idealnie podkreślającą nogi oraz delikatną białą bluzeczkę z drobnymi haftami w okolicach dekoltu. Całość uzupełniam nieco odważniejszym makijażem i idealnie dobraną biżuterią. Po niespełna dwudziestu minutach stwierdzam, że wyglądam całkiem wyjściowo po czym opuszczam mieszkanie i udaje się w kierunku umówionego klubu, po drodze zaliczając kilka złaknionych męskich spojrzeń zarzuconych na mojej osobie. Zupełnie nic sobie z tego nie robiąc wchodzę do środka  i niemal natychmiast uderza do moich uszu nastrojowa, nie za głośna włoska muzyka śpiewana przez kobietę o głosie niemal anioła. Bez problemu odnajduję przyjaciółkę, która ożywia się na mój widok. Całuje mnie w obydwa policzki na powitanie po czym obydwie zamawiamy nasze ulubione czerwone, pół wytrawne wino.
 -Lil, wszystko w porządku?-mruży oczy skupiając się na mojej osobie
 -Chciałabym by było.-wzdycham wbijając wzrok w dłonie splecione na stoliku
 -Wciąż chodzi o Alessandro, prawda?-trafia w samo sedno sprawy, a ja jedynie podnoszę delikatnie smutny wzrok
 -Kretyn..-warczy i wiem, że na usta cisną jej się zdecydowanie gorsze epitety, lecz zatrzymuje je dla siebie- Kiedy ostatnio się widzieliście?
 -Nie wiem, chyba ze trzy tygodnie temu, jak nie więcej.-wzruszam bezradnie ramionami
 -Matko, co za palant, najlepiej zabrać dupę w trok do Piacenzy i zostawić kilkaset kilometrów dalej żonę, a tam bajerować na prawo i lewo.-mówi wyraźnie zła- Nie chcę cię dołować Lil, ale rozmawiałam z Francescą, a jej szwagier pracuje razem z Alessem i z tego co mi powiedziała za bardzo nie hamuje go fakt, że ma w Modenie piękną żonę.-krzywi się
 -Szczerze mówiąc nie rusza mnie już to Chiar.-mówię beznamiętnie- Między nami już nic nie ma, nie czuję do niego zupełnie nic.
 -To dlaczego dalej to ciągnięcie?
 -Bo chyba żadne z nas nie ma ochoty rozwiązać tej sprawy.-odpowiadam gorliwie przypatrującej mi się szatynce
 -Jesteś piękną, młodą kobietą, jesteś inteligenta i masz świetne poczucie humoru, ten frajer na ciebie nie zasługiwał.-mówi ujmując moją dłoń i unosząc delikatnie kąciki ust ku górze w geście pokrzepienie
 -I co z tego skoro wieczory spędzam z kotem w wielkim i pustym mieszkaniu, a on zabawia się w najlepsze w Piacenzie.-mówię z ironią w głosie po czym upijam spory łyk krwisto czerwonego napoju
 -Jak tylko spotkam tą kanalię to przysięgam, że nie ręczę za siebie!-rzuca podenerwowana- A teraz, wypijmy za wszystkich beznadziejnych facetów na czele z największym dupkiem na świecie czy Alessandro Matteoni!-chichocze po czym stuka w moją lampkę i oddajemy się zupełnie przyjemniejszym rzeczom. Tego wieczora miałam jedynie ochotę się zdrowo upić i chyba to mi się udało, bo po kilku kolejnych lampkach wina i dwóch szklaneczkach brandy czułam wyraźny szum w głowie. Siedziałam  przy barze sącząc drinka i obserwując jak moja przyjaciółka zdobywa kolejną ofiarę, trzeba było jej przyznać, że była tym naprawdę niezła. Moje baczne obserwacje przerywa mi wyraźnie wstawiony gość idący slalomem w okolicach baru i niemal wytrącający z moich dłoni szklankę z napojem. Oczywiście nie byłabym sobą gdyby nie spuentowała jego czyny soczystym i pasującym niemal do każdej okazji, chyba najbardziej znanym polskim słowem jakim było kurwa. Zła jak osa wycieram skutki zderzenia z mało przyjemnym typem, gdy w niemal tej samej chwili tuż obok mnie dosiada się jakiś osobnik. Przez chwilę pochłonięta zapieraniem plamy z drinka na jednej ze swoich ulubionych kreacji zupełnie nie zauważam tego, że jestem pod baczną obserwacją. Dopiero po chwili podnoszę wzrok i spoglądam lekko w lewo.
 -Zastanawiałem się przez pół wieczoru co za piękność tu się znajduję i zdołałem dojść do wniosku, że z całą pewnością nie jesteś Włoszką, po urodzie i soczystym kurwa z ust mogłem się domyślić, że najpiękniejsze kobiety są z Polski.-uśmiecha się zagadkowo patrząc na mnie swoimi zielonymi oczami, które zdecydowanie miały w sobie coś co nie pozwalało oderwać od nich wzroku. Dopiero po dłuższej chwili lustrujesz wzrokiem swojego rozmówcę i choć stan upojenia alkoholowego zdecydowanie nie pomagał, zdołałam zarejestrować jego dobrze zbudowane ciało, szarmancki uśmiech, pełne zielone oczy pełne pożądania i tą nonszalancką pewność siebie.
 -Jeśli szukasz panny na jedną noc to źle trafiłeś.-wyrzucam z siebie- Ale sądzę, że znajdzie się co najmniej trzy, które w jednej chwili gotowe będą oddać ci wianek czy w jednej sekundzie pozbyć się ubrania.
 -Skąd taka pewność, że ja chcę jedynie przygody na jedną noc?-unosi brew ku górze nieprzerwanie obdarzając mnie spojrzeniem
 -Wy faceci jesteście wszyscy tacy samy i dokładnie wszyscy myślicie tym co macie w spodniach.-rzucam dość niepochlebną uwagę
 -Po twojej wypowiedzi mogę stwierdzić, że trafiłaś na jakiegoś dupka, który dał ci taki obraz faceta, trafiłem?-pyta z niewymuszonym uśmiechem na twarzy
 -To raczej nie twoja sprawa, z resztą nie przypominam sobie żebyśmy przeszli na ty.-mówię całkiem trzeźwo- A teraz przepraszam, ale na ten wieczór za dużo już wrażeń.-dodaję po chwili po czym płacę za siebie, zabieram torebkę w dłonie i nieodwracając się w kierunku tajemniczego rozmówcy wychodzę. Jakimś cudem udaje mi się dotrzeć do mieszkania w nienaruszonym stanie o trzeciej dwadzieścia osiem. W głowie wciąż mi huczy, a co gorsza Carmen zapragnęła w środku nocy zabaw. Zupełnie ją ignorując wypijam duszkiem szklankę wody i biorę coś przeciwbólowego. W przeciągu następnych kilku minut biorę prysznic, zmywam z siebie wszystkie wydarzenia nie tylko ostatnich dwudziestu czterech godzin, ale też i tygodni. Kilka minut po czwartej odpływam w objęcia Morfeusza. Tak jak się spodziewałam, budzi mnie pulsujący ból głowy. Gdy podnoszę się z łóżka czuję się jak po zderzeniu z ciężarówką sporego kalibru. Doczołguję się do kuchni, przygotowuje swoje sprawdzone metody na kaca mordercę po czym wmuszam w siebie z ogromnym trudem kawałek kanapki i ulubione latte. Wgapiam się beznamiętnie w ekran telewizora starając się choć w małym stopniu skupić na wiadomościach jakie były właśnie nadawane. Wtedy właśnie w jednej sekundzie uderzają do mnie wydarzenia wczorajszego dnia, a raczej wczorajszej nocy. Wszystko pojawia się przed oczami i mija w niemal jednej sekundzie. Moja uwaga jednak koncentruje się na jednej rzeczy. Na jednej błahostce jakby się mogło wydawać. Bo od tej chwili nijak nie potrafię odpędzić od siebie jednej cholernego wspomnienia. Wspomnienia dużych, zielonych oczu gorliwie mi się przyglądających. Czy to możliwe, że nie mogę zapomnieć o niemal nieznanym sobie facecie? Przecież to jakiś totalny absurd. Absurd jak moje obecne życie, bo chyba inaczej tego nazwać nie można.

~*~
Witam w ten jakże upalny i słoneczny dzień, no przynajmniej na Lubelszczyźnie :) Tak oto pojawia się pierwsza część tej historii. Pisanie w pierwszej osobie tutaj to dla mnie wyzwanie bo dawno nie pisałam w tej formie i nie powiem, często muszę poprawiać bo zdarza mi się napisać w formie drugiej, ale co zrobić :D Tak jak i część poprzednia, ta również powstała na włoskiej ziemi parę ładnych dni temu pod wpływem chwili. Ocenę jakości pozostawię już Wam moje drogie. Miłego dnia! A tymczasem idę smażyć się w ogrodzie.
Trzymajcie się,
wingspiker.

#WarsawUprising PAMIĘTAMY

ask Alek |

21 komentarzy:

  1. Lil bardzo dużo przeżywa.
    Zastanawia mnie dlaczego nic nie zrobi z tym związkiem, dlaczego go nie zakończy.
    Mam nadzieję, że pomoże jej w tym przyjaciółka, a no i Zbyszek, którego spotkała i w którym się zadurzyła.
    Z pewnością się jeszcze zobaczą.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba po prostu potrzebuje do tego impulsu, a kto wie co, a raczej kto nim będzie (:

      Usuń
  2. Ten cały pseudo mąż już dawno nie powinien nim być, ba!, przecież on już teraz właściwie tym mężem nie jest.
    Nawet nie mam już kolejnych słów na tego drania, który zamiast nosić na rękach Lile woli uganiać się za innymi w innym mieście :(
    Może Zbyszek wprowadzi trochę kolorów do życia Liliany? Musi ^^
    Całuje :-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Typowy facet chciałoby się rzec.
      Co do Zbyszka, to się okaże :)

      Usuń
  3. Wszystko, co wychodzi z twoich rąk jest genialnie i tym razem też nie zawodzisz :) To małżeństwo to fikcja, co wiedzą nawet sami zainteresowani. Ale czemu się nie rozwiodą? Nie mieliby juz problemu. Mogliby spokojnie zająć się swoim życiem. Hmm, przystojny zielonooki mężczyzna w klubie... czyżby to sam Zbigniew Bartman zauroczył Lil? jestem ciekawa jak sytuacja dalej się rozwinie ;)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okropnie miło jest mi to czytać, dziękuje! Co do zielonookiego, kto wie.. :P

      Usuń
  4. Cudny ! Mam nadzieję, że Zbyszek zaopiekuję się samotną Lilianą, a ta rozwiedzie się z mężem. U mnie prawie cały dzień pada. Tak samo wczoraj :/

    OdpowiedzUsuń
  5. Lil tkwi w związku nie mającym większego sensu, a mimo to nie podejmuje żadnych działań w celu zmiany obecnego stanu rzeczy. Alessandro jak widać jest ślepy na jej kobiece potrzeby dodatkowo nie mając zahamowań przed oglądaniem się za krótkimi spódniczkami. Czyżby spotkanie ze Zbyszkiem zaowocowało radykalnymi zmianami w życiu głównej bohaterki? ;)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Lila bezsensownie tkwi w małżeństwie które istnieje tylko i wyłącznie na papierze. Mam nadzieję, że pojawienie Zbyszka sprawy, że postara się coś z nim zrobić.

    OdpowiedzUsuń
  7. A czy ja mogę Ci potowarzyszyć w tym jednym z dwóch ostatnich opowiadań, no i przede wszystkim czytać? :)
    Czytam! ;)
    Pozdrawiam,
    OL. ;>

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak widać Alessandro, to bez różnicy czy ma żonę czy nie, bo wyjechał kilkaset kilometrów od Modeny i prowadzi "bujne" życie nie zważając, że w pobliżu jest jego szwagier. A Lil? Może nie umiera z tęsknoty, bo raczej na pewno nie tęskni, ale brak jej czułości i miłości ze strony mężczyzny. Kot czy inne zwierze nie zastąpi drugiej osoby. Mam nadzieję, że przyjaciółka pomoże jej podjąć decyzję o rozwodzie, bo jaki jest sens, by formalnie ciągnąć coś, czego nie ma. Młodzieńcza miłość ulotniła się i pozostały tylko sprawy formalne... I nie wiem jakim cudem pojawi się Zbych, ale czekam na tego zielonookiego ^^
    Ściskam :*

    OdpowiedzUsuń
  9. W końcu jestem, przepraszam, że mnie tyle nie było, ale ostatnio mi naprawdę nie po drodze z blogami.....
    Nie wiem jak ona jeszcze może być z Alessandro. Kto to wie co on robi tak naprawdę. Może prowadzi podwójne życie? Myśli, że przez łóżko wszystko załatwi, a tak naprawdę zaczyna od dupy strony. Przepraszam za wyrażenie, ale taka prawda :P
    Tak więc niech nie ma oporów i zabiera się za zielonookiego :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie pod tym rozdziałem co trzeba oczywiście dodałam komentarz -,-

      Usuń