sobota, 16 sierpnia 2014

#tre.


  Dlaczego uważałam ostatnimi czasy rasę męską za najgorsze co jest na tym świecie? Ach tak, jednym z powodów były między innym obietnice bez pokrycia i żądzą nocnych przygód. Wszyscy, bez najmniejszych wyjątków byli dokładnie tacy sami. Choć mogłoby się wydawać, że są wyjątki od tejże reguły, jednak z czasem wszystko sprowadzało się ku jednemu i temu samemu. Wszyscy myśleli tym narządem, który krył się za rozporkiem ich spodni. To była jedna z nielicznych reguł w życiu, która sprawdzała się raz po raz. Skąd takie myślenie? Chyba stąd, że mój teoretycznie wciąż mąż potraktował mnie jak najzwyklejszą w świecie dziwkę. Jak najgorszą szmatę. Jak kobietę na jedną noc. Po prostu wyjechał, bo przecież co trzymało go w Modenie? Żona? Dobre sobie. W tym momencie utwierdziłam się tylko w przekonaniu, że najbardziej na świecie kocha być panem we własnym świecie oraz swoją sumkę na koncie i sportowe auto. Ja byłam tylko cholernym dodatkiem do jego życia, urozmaiceniem. Pojawiał się kiedy mu się spodobało, zaliczał mnie jak prostytutkę, a potem znikał na kolejne tygodnie. Bo przecież jemu można prawda? Przestałam wierzyć jego słowom, to było tylko kwestia czasu. Przestałam wierzyć w to, że kiedykolwiek go kochałam, bo jedyne co czułam do niego w tym momencie to zupełna obojętność. Gdyby ktoś z boku popatrzył na moje życie z całą pewnością wydawałoby się mu być idealne. No bo jak mogłam być nieszczęśliwa przy bogatym i przystojnym mężu, mieszkając w apartamencie w centrum samej Modeny i prowadząc całkiem dobrze prosperujący interes? A jednak, mogłam. Czułam się jak ptak w złotej klatce. Dusiłam się we własnym życiu. On mnie w nim dusił. To małżeństwo. To wszystko wyniszczało mnie od środka. Ale komu mogłam to powiedzieć? Poza Chiarą, która aktualnie przebywała na wczasach na Zanzibarze nie miałam w zasadzie komu się wygadać. Owszem, mieliśmy całkiem sporą liczbę przyjaciół, ale sądzili oni, że jesteśmy idealnym małżeństwem, a do tego byli państwem z wyższych sfer i szczerze powiedziawszy trudno było nazwać ich osobami bliskimi memu sercu. Powoli przestawałam sobie z tym radzić. Uciekałam. Uciekałam od tych wszystkich problemów w wieczorne wyjścia do ulubionej knajpki i do popijania ginu czy whiskey przy barze.
 -Problemy w raju?-słyszę ojczysty język wydobywający się z męskich ust
 -W raju?-prycham
 -Alkohol to chyba nie jest najlepszy pomysł.-mówi beznamiętnie spoglądając w moim kierunku, a ja powtórnie nie potrafię oderwać wzroku od jego przenikliwie zielonych oczu.
 -Od czasu do czasu nie zaszkodzi utopić smutków w szklaneczce dobrego koniaku.-mówię zupełnie obojętnie- A ty co tu robisz?
 -Powiedzmy, że to samo.
 -Ty też masz dupkowatego męża?-pytam przyglądając mu się
 -Masz dupkowatego męża?-unosi brew ku górze- Nie wyglądał na takiego.
 -Wy wszyscy wyglądacie na niewinnych, a w istocie rzeczy jest zupełnie inaczej.
 -Gdybyś nie była tak uroczą osobą to bym się obraził.-dodaje po chwili ciszy- Wystarczy pięknej pani tej libacji.-wstaje od baru po czym podaje mi dłoń
 -Nie jestem tak pijana by nie trafić do domu.-mówię z przekąsem po czym z gracją wstaję z miejsca, płacę za napój po czym wymijam bruneta bez słowa. Tak jak się spodziewałam, po jakiejś sekundzie powtórnie do moich nozdrzy uderza zapach jego perfum, a gdy spoglądam delikatnie w prawo widzę parę zielonych oczu skierowanych ku mojej osobie.
 -Rozumiem, że polska solidarność i te sprawy, ale jestem w tak beznadziejnym punkcie swojego życia oraz w stanie totalnego wkurwienia, że mam jednocześnie ochotę wygadać się komukolwiek, a do tego zostać feministką i wytępić rasę męską, a przynajmniej dzianych Włochów będących właścicielami firm, więc dziękuję za twoją troskę.-wyrzucam z siebie z prędkością światła
 -Ty potrzebujesz pogadać i poobrażać facetów, a ja nie chcę spędzać samotnie wieczoru i co z tym zrobić?-uśmiecha się w moim kierunku delikatnie
 -W zasadzie to cię nie znam, ale co mi tam. I tak moje życie to jedna wielka kupa gówna.-macham na odczepna ręką po czym nie bardzo wiedząc dlaczego zapraszam go do swojego królestwa. W jego oczach widzę zaskoczenie i ciekawość, nie on pierwszy i nie ostatni reaguje na ponad stumetrowe mieszkania z widokiem na piękną panoramę miasta. Oczywiście wraz z pierwszym zgrzytem zamka u drzwi pojawia się Carmen przez której plątanie koło moich nóg o mało co nie tracę życia w przedpokoju. Nakazuję swojemu gościowi się rozgościć w salonie, a sama udaję się ku kuchni w poszukiwaniu jakiegoś trunku czy też poczęstunku. Po kilki minutach powracam do salonu z drobnym prowiantem w rękach.
 -To dziwne, Carmen nie lubi facetów. Jak tylko widzi Alessandra o mało co nie wydrapuje mu oczu za każdym razem.-rzucasz widząc bruneta z twoją kotką na kolanach, która wydawała się być zupełnie zadowolona z tego właśnie faktu. – Chociaż w sumie szkoda, że tego nie zrobiła.-uśmiecham się ironicznie po czym siadam w dość bezpiecznej odległości
 -Czyżby wyjątek od reguły?-uśmiecha się lubieżnie w moim kierunku, a ja spoglądam na niego jedynie z politowaniem
 -Im dłużej żyję na tym świecie, utwierdzam się tylko w przekonaniu, że takich nie ma. No chyba, że liczyć tu panów mniej osiągalnych jak księża czy geje.-mówię, a on cicho chichocze
 -Swoją drogą, twój mąż mnie nie zabije za takie późne wizyty?-zmienia nieco temat
 -Wpada tu raz na jakieś trzy miesiące, wizyta w tym kwartale się odbyła, więc jesteś bezpieczny.-wzruszam ramionami- Generalnie to ma mnie w dupie przez dobrych kilka miesięcy łaskawie racząc mnie telefonem raz na jakiś czas i zerżnięciem jak już się pojawi.
 -No tak, typowy facet.-kiwa głową z całkowitą powagą, a po chwili na jego twarzy jawi się szeroki uśmiech
 -Gdybym nie miała męża idioty, moje małżeństwo nie było totalną fikcją i gdybym coś do niego czuła to pewnie bym się zaśmiała.-dodaje dość chłodno
 -To dlaczego w tym dalej tkwisz? Przecież widzisz, że jest tylko gorzej i gorzej. Nie łatwiej byłoby to zakończyć i zacząć na nowo życie?-poraża mnie po chwili swoją szczerością
 -Sama nie wiem..-wzdycham głęboko- Czuję się jak śmieć. Jak koleżanka na jedną noc, nie żona. Jestem tak cholernie nieszczęśliwa i tak bardzo nienawidzę swojego obecnego życia, że owszem, najchętniej bym wróciła do Polski, ale to nie takie proste. Bo w oczach moich najbliższych wszystko jest idealnie. Mam idealnego męża, idealne małżeństwo i równie idealne życie. I mam wrócić do domu z podkulonym ogonem, a ojciec ma powiedzieć „a nie mówiłem”? Z resztą, nawet gdybym chciała, albo nie dostanę od niego rozwodu, albo zrówna mnie z ziemią.
 -Mimo to, to żaden powód w porównaniu z tym co aktualnie przechodzisz.-mówi spokojnie- Nie rozumiem dlaczego nawet nie spróbujesz. Jesteś młodą, piękną i inteligentną kobietą, więc dlaczego marnujesz swoje życie na takiego idiotę?
 -Bo jestem cholerną idiotką, która najpierw robi, a potem myśli. Bo jestem kretynką bo pod wpływem chwili i zauroczenia wyszłam za faceta, który tak naprawdę nigdy mnie nie kochał, a ja jego. Bo jestem przecież najszczęśliwszą osobą na świecie! Bo przecież tryskam pieprzonym szczęściem przy boku mojego zajebiście wspaniałego męża, który obraca panienki na boku!-nie wytrzymuję i po prostu wybucham. Wstaję z miejsca i podchodzę do wielkiego okna z którego widzę Modenę skąpaną w mroku. Po chwili czuję za sobą jego obecność. Czuję niemal jego oddech na sobie. Czuję jak swoją ogromną dłonią delikatnie dotyka mojego ramienia.
 -Czy ja tak wiele wymagam od tego pieprzonego życia? Czy sens życia to tak cholernie trudna do spełnienia prośba?-odwracam się w jego kierunku zupełnie go tym zaskakując- Tak jak się przekonałeś jestem choleryczką o zapędach na feministkę i jestem pełna podziwu, że jeszcze nie uciekłeś w popłochu.
 -Nie uciekłem i nie zamierzam.-kręci przecząco głową- Bo co raz bardziej lubię tę delikatnie feministyczną choleryczkę.-dodaje nieco ciszej
 -Właśnie sprzedałam ci litanię swojego życia, a ty próbujesz ze mną flirtować?-unoszę brew ku górze- Bądź co bądź panie Bartman, mam niestety męża.
 -A ja prawie dwa metry wzrostu.-śmieje się- Skoro masz męża, to gdzie masz obrączkę? Albo gdzie jest mąż?-pyta spoglądając na ciebie wyczekująco. Ja jedynie nie kryję uśmiechu i kręcę z niedowierzaniem głową. Nawet Chiara, którą znałam dobrych kilka lat nie zauważyła, że jej nie nosiłam. Nawet facet, który ponoć był moim mężem tego nie dostrzegł, a ponoć mężczyźni to wzrokowcy. Musiałam mu przyznać jedno. Pomimo faktu, że praktycznie go nie znałam to jak mało, który facet był o tyle dobrym słuchaczem, co ciocią dobrą radą. Owszem, może nie wysilił się na piękne słowa, których nie powstydziłby się nie jeden pisarz, ale sprawił, że zdecydowanie inaczej zaczęłam postrzegać swoją obecną sytuację. Może też poniekąd popchnął mnie do jakiegokolwiek działania? Bo po tym spotkaniu podjęłam jedną z decyzji. Nie chciałam dłużej wegetować we własnym życiu. Zamierzałam odnaleźć wreszcie koloryt i wyrazistość swojego żywota. Nawet kosztem własnego małżeństwa, które i tak od dłuższego czasu było kompletną fikcją. Dlaczego? Bo miałam do tego prawo. Miałam prawo być szczęśliwa bo przecież każdy człowiek do tego właśnie dąży. Każdy z nas chce ze szczerym uśmiechem witać każdy wschód słońca i tak samo żegnać jego zachód. Każdy bez wyjątku także pragnie kochać i być kochanym.
 -Pani Matteoni.-z rozmyśleń wyrywa mnie głos mojej sekretarki pojawiającej się w drzwiach mojego gabinetu- Pan Matteoni na linii.-rzuca, a ja jedynie kiwam głową dziękując za informację. Biorę głęboki wdech i podnoszę słuchawkę nie mając pomysłu czego się spodziewać.
 -Lili skarbie.-rzuca, a jego ton głosu sprawia, że mimowolnie przewracam oczami
 -Cześć Aless.-odpowiadam mu beznamiętnie- Stało się coś?
 -Czy musiało się coś stać żebym zadzwonił do swojej żony?-pyta nieprzerwanie używając tego samego tonu głosu
 -Dzwonisz tak bez powodu?
 -Dobrze, masz mnie.-wzdycha- Wylatuje do Portugalii na sympozjum, wiesz, spotkanie ważniaków z mojej branży przez dziesięć dni. Wiem, że nie lubisz takich rzeczy, ale może polecisz ze mną, a potem zrobimy sobie małe wakacje?
 -Owszem, mało mnie to interesuje.-przytakuje mu- Mówiłam ci już, mam dużo pracy, a do tego teraz pięciu pracowników jest na urlopie bądź zwolnieniu i nie mogę ot tak sobie teraz wyjechać.
 -Tak myślałem.-mówi nieco obrażony- Cóż, nie przepracowuj się. Za trzy tygodnie będę w Modenie.
 -Cześć.-mówię po czym odkładam słuchawkę i wypuszczam głośno powietrze z ust. Szybko zbieram myśli po czym zajmuje się pracą. Mój rytm burzy nowa wiadomość mejlowa w mojej skrzynce.
_______________________________________________________

Nadawca: Upierdliwy dwumetrowiec
Odbiorca: Liliana Matteoni
Temat: wolny czas
Mam nadzieję, że kojarzysz pewnego aroganckiego blisko dwumetrowego Polaka,
który wczoraj wieczorem, a może w nocy zabierał Ci czas? Mam nadzieję, że tak :D
Co robisz w przyszłą sobotę? Może dasz się namówić na kawałek dobrego sportu w
w wykonaniu dwunastu spoconych facetów?

Naprzykrzający się brunet,
Z.
_______________________________________________________

Nadawca: Liliana Matteoni
Odbiorca: Upierdliwy dwumetrowiec
Temat: MÓJ wolny czas
Panie Bartman,
nie mam pojęcia skąd ma Pan mój adres mejlowy ani dlaczego sądzi pani iż moja
głowa jest tak słaba? Z resztą, myślę, że Pana osobę dość trudno zapomnieć. Co do
 najbliższej soboty, mam pewne obowiązki związane z moją pracą także obawiam się,
 że się nie pojawię, aczkolwiek myślę, że znajdą się wzdychające na Pana widok kobiety
 w przedziale wiekowym +15.

Posiadaczka mocnej głowy i strasznie zapracowana ,
Liliana Matteoni,
_______________________________________________________

Nie mogłam ukryć, że ten jakże głupi i błahy mejl sprawił, że na mojej twarzy niemal do końca dnia jawił się uśmiech. A co dziwniejsze, za nic nie mogłam dojść tego właśnie powodu. Bo przecież go niemal nie znałam.  Był dla mnie niemal obcym facetem, bo co o nim wiedziałam prócz tego, że był nieziemsko przystojny, przesadnie pewny siebie i jego zielone oczy prześladowały mnie po nocach? Chyba nic. Jednak jakaś wewnętrzna siła sprawiała, że miałam zdecydowaną chęć poznać tego osobnika znacznie lepiej niż nakazywałby sam zdrowy rozsądek. Ten sam, który zapalał czerwoną lampkę w postaci obrączki na moim serdecznym palcu w każdej chwili, gdy tylko pomyślałam o brunecie. Ale w tym momencie przestały obowiązywać zasady i wszelkie czerwone lampki. Po prostu.
 -Nie zamawiałam żadnej dostawy.-mówię trzymając swoją ukochaną kocicę na rękach i widząc w drzwiach pewnego zielonookiego bruneta
 -A może jednak?-uśmiecha się w moim kierunku zalotnie
 -Może i mam do trzydziestki bliżej jak dalej panie Bartman, ale na przewlekłą sklerozę jeszcze nie cierpię.-mówię tocząc z nim nieprzerwanie bitwę na spojrzenia.
 -Chyba byśmy tego nie chcieli.-unosi delikatnie kąciki ust ku górze po czym opiera się o framugę drzwi- W takim razie mam sobie pójść?
 -Biorąc pod uwagę wszelkie za i przeciw oraz to, że nie ucieka pan w popłochu przed moim prawdziwym ja to chyba nie będzie takiej potrzeby.-odpowiada mu, a on po chwili zamyka za sobą drzwi i staje dosłownie kilka centymetrów przede mną. Stoi tak blisko, że czuję jego oddech na sobie, a zapach jego perfum uderza do nozdrzy. Moja jedyna osłona w postaci Carmen w jednej chwili umyka w głąb mieszkania, a ja pozostaję sam na sam z niejakim Bartmanem.
 -Stęskniony mąż nie wrócił?-pyta wbijając we mnie przenikliwe spojrzenie
 -Stęskniony mąż ma mnie w dupie i wyjeżdża na delegację do Portugalii, a mnie planuje odwiedzić dopiero za około miesiąc.-wypowiadam te słowa nie potrafiąc oderwać od niego wzroku. Nie mija sekunda jak czuje jego dotyk na swoim policzku i zakłada kosmyk moich włosów za ucho. Nie mija chwila jak staje zdecydowanie za blisko.
 -A co z dostawą?-pytam kokieteryjnie spoglądając w jego kierunku
 -Poczeka.-mruczy mi do ucha, a już po chwili oddaję się chwili. Oddaję się jego ciepłym pocałunkom wzdłuż mojej szyi. Jego dłoniom wodzącym wzdłuż linii kręgosłupa. Oddaję się właśnie jemu.

~*~
nie wiem co ma być
Nie będę komentować tego na górze bo nie jestem zadowolona z tej części. Dzieje się ogółem wiele, ale jak wspominałam, będzie szybko i intensywnie. Generalnie ta znajomość będzie dość jakby to ująć.. barwna i momentami trudna. Wszystko po trochu. Przepraszam też za zwłokę z dodaniem rozdziału, ale ostatnio miałam troszkę na głowie.
Dzisiaj czas wreszcie na mecz, także #goPoland.
Miłego dnia,
wingspiker.

| ask | duet | Alek |

14 komentarzy:

  1. Lil znalazła się w trudnym położeniu i mniemam, że to nie koniec jej problemów. Jej mąż jest zwykłym dupkiem traktującym ją przedmiotowo, ale jak widać uzyskanie rozwodu nie będzie taką prostą sprawą.
    Uwielbiam konwersacje pomiędzy główną bohaterką i Bartmanem. Niby są one nasączone ironią, wręcz sarkazmem, ale jednocześnie nie brakuje w nich tej tytułowej "zmysłowości". Zibi w subtelny sposób uwodzi Lilianę, a ona powoli zaczyna mu ulegać. Czekam na dalszy ciąg :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z takim mężem trafne jest chyba twierdzenie, że to dopiero ich początek ;)

      Usuń
  2. Boski! Lili chyba wreszcie podjęła decyzję o rozwodzie. I dobrze. Nie lubię Jej męża, który pewnie utrudni Jej odejście. To gburowaty, nadęty facet. Na szczęście jest Zibi, który raczej chętnie zaopiekuję się Lili. Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czyli Lili na razie rozwodu nie planuje, ale romans z Bartmanem się jej podoba. Hmm... ciekawe. Wyczuwam, ze to właśnie ZByszek ją zmieni i w końcu odejdzie od męża, który nie traktuje ich związku jako małżeństwa. To nawet związek nie jest. Czekam na ciąg dalszy.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zobaczymy czy on rzeczywiście popchnie ją do działania :)

      Usuń
  4. Zastanawia mnie dlaczego Lil nie chce rozwodu, a zarazem ma dość takiego życia? Po części na własne życzenie, bo mogła dawno odejść od Alessandro.
    Rola Zbyszka jako kochanka i psychologa (?) przypadła jej do gustu, także mam nadzieję, że pod jego wpływem zmieni swoje życie. Bo póki co zamiast odczuwać radości z niego płynącą popada w destrukcję.
    Czekam na dalsze losy :)
    Ściskam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie to może, że nie chce, ale nie bardzo wie jak się do tego zabrać ;)

      Usuń
  5. Tak to jest, jak się przeczyta na telefonie, a zapomni skomentować ;/
    Alessandro zachował się okropnie. Ja rozumiem, mógł mieć "coś (kogoś) ważnego" na głowie, jednak do kurwy nędzy Lil jest jego żoną, podobno ją kocha, własnie podobno...
    Lilka jednak trochę a nawet bardziej niż trochę się miota. Woli cierpieć "u" boku męża niż zerwać z nim, zakończyć małżeństwo i rozpocząć życie z czystą kartą. Jednak ma w tej całej szopce postać Zbyszka, więc może nie jest tak źle, może taka wizja przelotne znajomości z Bartmanem się jej podoba? :P
    Całuję :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może trochę się też boi zrobić taki krok? Może uda jej się znaleźć motywację ku temu :)

      Usuń
  6. Z każdym kolejnym rozdziałem zaskakujesz mnie coraz bardziej! Bartmanowi wyraźnie zależy na Lili. Dla niego ona nie jest tylko "na jedną noc". Przynajmniej mam taką nadzieję! Liczę na to, ze Zbigniew pomoże Lil uwolnić się od męża idioty i nauczy Lili kochać.
    Całuję :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A cieszę się, że mi się to udaję :P Czy nie jest to zobaczymy ;)

      Usuń