Dlaczego uważałam ostatnimi czasy rasę męską
za najgorsze co jest na tym świecie? Ach tak, jednym z powodów były między
innym obietnice bez pokrycia i żądzą nocnych przygód. Wszyscy, bez
najmniejszych wyjątków byli dokładnie tacy sami. Choć mogłoby się wydawać, że
są wyjątki od tejże reguły, jednak z czasem wszystko sprowadzało się ku jednemu
i temu samemu. Wszyscy myśleli tym narządem, który krył się za rozporkiem ich
spodni. To była jedna z nielicznych reguł w życiu, która sprawdzała się raz po
raz. Skąd takie myślenie? Chyba stąd, że mój teoretycznie wciąż mąż potraktował
mnie jak najzwyklejszą w świecie dziwkę. Jak najgorszą szmatę. Jak kobietę na
jedną noc. Po prostu wyjechał, bo przecież co trzymało go w Modenie? Żona?
Dobre sobie. W tym momencie utwierdziłam się tylko w przekonaniu, że
najbardziej na świecie kocha być panem we własnym świecie oraz swoją sumkę na
koncie i sportowe auto. Ja byłam tylko cholernym dodatkiem do jego życia,
urozmaiceniem. Pojawiał się kiedy mu się spodobało, zaliczał mnie jak
prostytutkę, a potem znikał na kolejne tygodnie. Bo przecież jemu można prawda?
Przestałam wierzyć jego słowom, to było tylko kwestia czasu. Przestałam wierzyć
w to, że kiedykolwiek go kochałam, bo jedyne co czułam do niego w tym momencie
to zupełna obojętność. Gdyby ktoś z boku popatrzył na moje życie z całą
pewnością wydawałoby się mu być idealne. No bo jak mogłam być nieszczęśliwa
przy bogatym i przystojnym mężu, mieszkając w apartamencie w centrum samej
Modeny i prowadząc całkiem dobrze prosperujący interes? A jednak, mogłam.
Czułam się jak ptak w złotej klatce. Dusiłam się we własnym życiu. On mnie w
nim dusił. To małżeństwo. To wszystko wyniszczało mnie od środka. Ale komu
mogłam to powiedzieć? Poza Chiarą, która aktualnie przebywała na wczasach na
Zanzibarze nie miałam w zasadzie komu się wygadać. Owszem, mieliśmy całkiem
sporą liczbę przyjaciół, ale sądzili oni, że jesteśmy idealnym małżeństwem, a
do tego byli państwem z wyższych sfer i szczerze powiedziawszy trudno było
nazwać ich osobami bliskimi memu sercu. Powoli przestawałam sobie z tym radzić.
Uciekałam. Uciekałam od tych wszystkich problemów w wieczorne wyjścia do
ulubionej knajpki i do popijania ginu czy whiskey przy barze.
-Problemy w raju?-słyszę ojczysty język
wydobywający się z męskich ust
-W raju?-prycham
-Alkohol to chyba nie jest najlepszy
pomysł.-mówi beznamiętnie spoglądając w moim kierunku, a ja powtórnie nie
potrafię oderwać wzroku od jego przenikliwie zielonych oczu.
-Od czasu do czasu nie zaszkodzi utopić
smutków w szklaneczce dobrego koniaku.-mówię zupełnie obojętnie- A ty co tu
robisz?
-Powiedzmy, że to samo.
-Ty też masz dupkowatego męża?-pytam
przyglądając mu się
-Masz dupkowatego męża?-unosi brew ku górze-
Nie wyglądał na takiego.
-Wy wszyscy wyglądacie na niewinnych, a w
istocie rzeczy jest zupełnie inaczej.
-Gdybyś nie była tak uroczą osobą to bym się
obraził.-dodaje po chwili ciszy- Wystarczy pięknej pani tej libacji.-wstaje od
baru po czym podaje mi dłoń
-Nie jestem tak pijana by nie trafić do
domu.-mówię z przekąsem po czym z gracją wstaję z miejsca, płacę za napój po
czym wymijam bruneta bez słowa. Tak jak się spodziewałam, po jakiejś sekundzie
powtórnie do moich nozdrzy uderza zapach jego perfum, a gdy spoglądam
delikatnie w prawo widzę parę zielonych oczu skierowanych ku mojej osobie.
-Rozumiem, że polska solidarność i te sprawy,
ale jestem w tak beznadziejnym punkcie swojego życia oraz w stanie totalnego wkurwienia, że mam jednocześnie ochotę
wygadać się komukolwiek, a do tego zostać feministką i wytępić rasę męską, a
przynajmniej dzianych Włochów będących właścicielami firm, więc dziękuję za
twoją troskę.-wyrzucam z siebie z prędkością światła
-Ty potrzebujesz pogadać i poobrażać facetów,
a ja nie chcę spędzać samotnie wieczoru i co z tym zrobić?-uśmiecha się w moim
kierunku delikatnie
-W zasadzie to cię nie znam, ale co mi tam. I
tak moje życie to jedna wielka kupa gówna.-macham na odczepna ręką po czym nie
bardzo wiedząc dlaczego zapraszam go do swojego królestwa. W jego oczach widzę
zaskoczenie i ciekawość, nie on pierwszy i nie ostatni reaguje na ponad
stumetrowe mieszkania z widokiem na piękną panoramę miasta. Oczywiście wraz z
pierwszym zgrzytem zamka u drzwi pojawia się Carmen przez której plątanie koło
moich nóg o mało co nie tracę życia w przedpokoju. Nakazuję swojemu gościowi
się rozgościć w salonie, a sama udaję się ku kuchni w poszukiwaniu jakiegoś
trunku czy też poczęstunku. Po kilki minutach powracam do salonu z drobnym
prowiantem w rękach.
-To dziwne, Carmen nie lubi facetów. Jak tylko
widzi Alessandra o mało co nie wydrapuje mu oczu za każdym razem.-rzucasz
widząc bruneta z twoją kotką na kolanach, która wydawała się być zupełnie
zadowolona z tego właśnie faktu. – Chociaż w sumie szkoda, że tego nie
zrobiła.-uśmiecham się ironicznie po czym siadam w dość bezpiecznej odległości
-Czyżby wyjątek od reguły?-uśmiecha się
lubieżnie w moim kierunku, a ja spoglądam na niego jedynie z politowaniem
-Im dłużej żyję na tym świecie, utwierdzam się
tylko w przekonaniu, że takich nie ma. No chyba, że liczyć tu panów mniej
osiągalnych jak księża czy geje.-mówię, a on cicho chichocze
-Swoją drogą, twój mąż mnie nie zabije za
takie późne wizyty?-zmienia nieco temat
-Wpada tu raz na jakieś trzy miesiące, wizyta
w tym kwartale się odbyła, więc jesteś bezpieczny.-wzruszam ramionami-
Generalnie to ma mnie w dupie przez dobrych kilka miesięcy łaskawie racząc mnie
telefonem raz na jakiś czas i zerżnięciem jak już się pojawi.
-No tak, typowy facet.-kiwa głową z całkowitą
powagą, a po chwili na jego twarzy jawi się szeroki uśmiech
-Gdybym nie miała męża idioty, moje małżeństwo
nie było totalną fikcją i gdybym coś do niego czuła to pewnie bym się
zaśmiała.-dodaje dość chłodno
-To dlaczego w tym dalej tkwisz? Przecież
widzisz, że jest tylko gorzej i gorzej. Nie łatwiej byłoby to zakończyć i
zacząć na nowo życie?-poraża mnie po chwili swoją szczerością
-Sama nie wiem..-wzdycham głęboko- Czuję się
jak śmieć. Jak koleżanka na jedną noc, nie żona. Jestem tak cholernie
nieszczęśliwa i tak bardzo nienawidzę swojego obecnego życia, że owszem,
najchętniej bym wróciła do Polski, ale to nie takie proste. Bo w oczach moich
najbliższych wszystko jest idealnie. Mam idealnego męża, idealne małżeństwo i
równie idealne życie. I mam wrócić do domu z podkulonym ogonem, a ojciec ma powiedzieć
„a nie mówiłem”? Z resztą, nawet gdybym chciała, albo nie dostanę od niego
rozwodu, albo zrówna mnie z ziemią.
-Mimo to, to żaden powód w porównaniu z tym co
aktualnie przechodzisz.-mówi spokojnie- Nie rozumiem dlaczego nawet nie
spróbujesz. Jesteś młodą, piękną i inteligentną kobietą, więc dlaczego
marnujesz swoje życie na takiego idiotę?
-Bo jestem cholerną idiotką, która najpierw
robi, a potem myśli. Bo jestem kretynką bo pod wpływem chwili i zauroczenia
wyszłam za faceta, który tak naprawdę nigdy mnie nie kochał, a ja jego. Bo jestem
przecież najszczęśliwszą osobą na świecie! Bo przecież tryskam pieprzonym
szczęściem przy boku mojego zajebiście
wspaniałego męża, który obraca panienki na boku!-nie wytrzymuję i po prostu
wybucham. Wstaję z miejsca i podchodzę do wielkiego okna z którego widzę Modenę
skąpaną w mroku. Po chwili czuję za sobą jego obecność. Czuję niemal jego
oddech na sobie. Czuję jak swoją ogromną dłonią delikatnie dotyka mojego
ramienia.
-Czy ja tak wiele wymagam od tego pieprzonego
życia? Czy sens życia to tak cholernie trudna do spełnienia prośba?-odwracam
się w jego kierunku zupełnie go tym zaskakując- Tak jak się przekonałeś jestem
choleryczką o zapędach na feministkę i jestem pełna podziwu, że jeszcze nie
uciekłeś w popłochu.
-Nie uciekłem i nie zamierzam.-kręci przecząco
głową- Bo co raz bardziej lubię tę delikatnie feministyczną choleryczkę.-dodaje
nieco ciszej
-Właśnie sprzedałam ci litanię swojego życia,
a ty próbujesz ze mną flirtować?-unoszę brew ku górze- Bądź co bądź panie
Bartman, mam niestety męża.
-A ja prawie dwa metry wzrostu.-śmieje się-
Skoro masz męża, to gdzie masz obrączkę? Albo gdzie jest mąż?-pyta spoglądając
na ciebie wyczekująco. Ja jedynie nie kryję uśmiechu i kręcę z niedowierzaniem
głową. Nawet Chiara, którą znałam dobrych kilka lat nie zauważyła, że jej nie
nosiłam. Nawet facet, który ponoć był moim mężem tego nie dostrzegł, a ponoć
mężczyźni to wzrokowcy. Musiałam mu przyznać jedno. Pomimo faktu, że
praktycznie go nie znałam to jak mało, który facet był o tyle dobrym
słuchaczem, co ciocią dobrą radą. Owszem, może nie wysilił się na piękne słowa,
których nie powstydziłby się nie jeden pisarz, ale sprawił, że zdecydowanie
inaczej zaczęłam postrzegać swoją obecną sytuację. Może też poniekąd popchnął
mnie do jakiegokolwiek działania? Bo po tym spotkaniu podjęłam jedną z decyzji.
Nie chciałam dłużej wegetować we własnym życiu. Zamierzałam odnaleźć wreszcie
koloryt i wyrazistość swojego żywota. Nawet kosztem własnego małżeństwa, które
i tak od dłuższego czasu było kompletną fikcją. Dlaczego? Bo miałam do tego
prawo. Miałam prawo być szczęśliwa bo przecież każdy człowiek do tego właśnie
dąży. Każdy z nas chce ze szczerym uśmiechem witać każdy wschód słońca i tak
samo żegnać jego zachód. Każdy bez wyjątku także pragnie kochać i być kochanym.
-Pani Matteoni.-z rozmyśleń wyrywa mnie głos
mojej sekretarki pojawiającej się w drzwiach mojego gabinetu- Pan Matteoni na
linii.-rzuca, a ja jedynie kiwam głową dziękując za informację. Biorę głęboki
wdech i podnoszę słuchawkę nie mając pomysłu czego się spodziewać.
-Lili skarbie.-rzuca, a jego ton głosu
sprawia, że mimowolnie przewracam oczami
-Cześć Aless.-odpowiadam mu beznamiętnie-
Stało się coś?
-Czy musiało się coś stać żebym zadzwonił do
swojej żony?-pyta nieprzerwanie używając tego samego tonu głosu
-Dzwonisz tak bez powodu?
-Dobrze, masz mnie.-wzdycha- Wylatuje do
Portugalii na sympozjum, wiesz, spotkanie ważniaków z mojej branży przez
dziesięć dni. Wiem, że nie lubisz takich rzeczy, ale może polecisz ze mną, a
potem zrobimy sobie małe wakacje?
-Owszem, mało mnie to interesuje.-przytakuje
mu- Mówiłam ci już, mam dużo pracy, a do tego teraz pięciu pracowników jest na
urlopie bądź zwolnieniu i nie mogę ot tak sobie teraz wyjechać.
-Tak myślałem.-mówi nieco obrażony- Cóż, nie
przepracowuj się. Za trzy tygodnie będę w Modenie.
-Cześć.-mówię po czym odkładam słuchawkę i
wypuszczam głośno powietrze z ust. Szybko zbieram myśli po czym zajmuje się
pracą. Mój rytm burzy nowa wiadomość mejlowa w mojej skrzynce.
_______________________________________________________
Nadawca: Upierdliwy dwumetrowiec
Odbiorca: Liliana Matteoni
Temat: wolny czas
Mam nadzieję, że
kojarzysz pewnego aroganckiego blisko dwumetrowego Polaka,
który wczoraj
wieczorem, a może w nocy zabierał Ci czas? Mam nadzieję, że tak :D
Co robisz w
przyszłą sobotę? Może dasz się namówić na kawałek dobrego sportu w
w wykonaniu dwunastu
spoconych facetów?
Naprzykrzający
się brunet,
Z.
_______________________________________________________
Nadawca: Liliana Matteoni
Odbiorca: Upierdliwy dwumetrowiec
Temat: MÓJ wolny czas
Panie Bartman,
nie mam pojęcia
skąd ma Pan mój adres mejlowy ani dlaczego sądzi pani iż moja
głowa jest tak
słaba? Z resztą, myślę, że Pana osobę dość trudno zapomnieć. Co do
najbliższej soboty, mam pewne obowiązki
związane z moją pracą także obawiam się,
że się nie pojawię, aczkolwiek myślę, że
znajdą się wzdychające na Pana widok kobiety
w przedziale wiekowym +15.
Posiadaczka
mocnej głowy i strasznie zapracowana ,
Liliana
Matteoni,
_______________________________________________________
Nie mogłam
ukryć, że ten jakże głupi i błahy mejl sprawił, że na mojej twarzy niemal do
końca dnia jawił się uśmiech. A co dziwniejsze, za nic nie mogłam dojść tego
właśnie powodu. Bo przecież go niemal nie znałam. Był dla mnie niemal obcym facetem, bo co o
nim wiedziałam prócz tego, że był nieziemsko przystojny, przesadnie pewny
siebie i jego zielone oczy prześladowały mnie po nocach? Chyba nic. Jednak
jakaś wewnętrzna siła sprawiała, że miałam zdecydowaną chęć poznać tego
osobnika znacznie lepiej niż nakazywałby sam zdrowy rozsądek. Ten sam, który
zapalał czerwoną lampkę w postaci obrączki na moim serdecznym palcu w każdej
chwili, gdy tylko pomyślałam o brunecie. Ale w tym momencie przestały
obowiązywać zasady i wszelkie czerwone lampki. Po prostu.
-Nie zamawiałam żadnej dostawy.-mówię
trzymając swoją ukochaną kocicę na rękach i widząc w drzwiach pewnego
zielonookiego bruneta
-A może jednak?-uśmiecha się w moim kierunku
zalotnie
-Może i mam do trzydziestki bliżej jak dalej
panie Bartman, ale na przewlekłą sklerozę jeszcze nie cierpię.-mówię tocząc z
nim nieprzerwanie bitwę na spojrzenia.
-Chyba byśmy tego nie chcieli.-unosi
delikatnie kąciki ust ku górze po czym opiera się o framugę drzwi- W takim
razie mam sobie pójść?
-Biorąc pod uwagę wszelkie za i przeciw oraz
to, że nie ucieka pan w popłochu przed moim prawdziwym ja to chyba nie będzie
takiej potrzeby.-odpowiada mu, a on po chwili zamyka za sobą drzwi i staje dosłownie
kilka centymetrów przede mną. Stoi tak blisko, że czuję jego oddech na sobie, a
zapach jego perfum uderza do nozdrzy. Moja jedyna osłona w postaci Carmen w
jednej chwili umyka w głąb mieszkania, a ja pozostaję sam na sam z niejakim
Bartmanem.
-Stęskniony mąż nie wrócił?-pyta wbijając we
mnie przenikliwe spojrzenie
-Stęskniony mąż ma mnie w dupie i wyjeżdża na
delegację do Portugalii, a mnie planuje odwiedzić dopiero za około
miesiąc.-wypowiadam te słowa nie potrafiąc oderwać od niego wzroku. Nie mija
sekunda jak czuje jego dotyk na swoim policzku i zakłada kosmyk moich włosów za
ucho. Nie mija chwila jak staje zdecydowanie za blisko.
-A co z dostawą?-pytam kokieteryjnie
spoglądając w jego kierunku
-Poczeka.-mruczy mi do ucha, a już po chwili
oddaję się chwili. Oddaję się jego ciepłym pocałunkom wzdłuż mojej szyi. Jego
dłoniom wodzącym wzdłuż linii kręgosłupa. Oddaję się właśnie jemu.
~*~
nie wiem co ma być
Nie będę komentować tego na górze bo nie jestem zadowolona z tej części. Dzieje się ogółem wiele, ale jak wspominałam, będzie szybko i intensywnie. Generalnie ta znajomość będzie dość jakby to ująć.. barwna i momentami trudna. Wszystko po trochu. Przepraszam też za zwłokę z dodaniem rozdziału, ale ostatnio miałam troszkę na głowie.
Dzisiaj czas wreszcie na mecz, także #goPoland.
Miłego dnia,
wingspiker.
| ask | duet | Alek |
Nie będę komentować tego na górze bo nie jestem zadowolona z tej części. Dzieje się ogółem wiele, ale jak wspominałam, będzie szybko i intensywnie. Generalnie ta znajomość będzie dość jakby to ująć.. barwna i momentami trudna. Wszystko po trochu. Przepraszam też za zwłokę z dodaniem rozdziału, ale ostatnio miałam troszkę na głowie.
Dzisiaj czas wreszcie na mecz, także #goPoland.
Miłego dnia,
wingspiker.
| ask | duet | Alek |
Lil znalazła się w trudnym położeniu i mniemam, że to nie koniec jej problemów. Jej mąż jest zwykłym dupkiem traktującym ją przedmiotowo, ale jak widać uzyskanie rozwodu nie będzie taką prostą sprawą.
OdpowiedzUsuńUwielbiam konwersacje pomiędzy główną bohaterką i Bartmanem. Niby są one nasączone ironią, wręcz sarkazmem, ale jednocześnie nie brakuje w nich tej tytułowej "zmysłowości". Zibi w subtelny sposób uwodzi Lilianę, a ona powoli zaczyna mu ulegać. Czekam na dalszy ciąg :)
Pozdrawiam :*
Z takim mężem trafne jest chyba twierdzenie, że to dopiero ich początek ;)
Usuńtroche się w tym zakochałam
OdpowiedzUsuńMiło mi (:
UsuńBoski! Lili chyba wreszcie podjęła decyzję o rozwodzie. I dobrze. Nie lubię Jej męża, który pewnie utrudni Jej odejście. To gburowaty, nadęty facet. Na szczęście jest Zibi, który raczej chętnie zaopiekuję się Lili. Czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńWszystko wyjdzie niebawem ;)
UsuńCzyli Lili na razie rozwodu nie planuje, ale romans z Bartmanem się jej podoba. Hmm... ciekawe. Wyczuwam, ze to właśnie ZByszek ją zmieni i w końcu odejdzie od męża, który nie traktuje ich związku jako małżeństwa. To nawet związek nie jest. Czekam na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
Zobaczymy czy on rzeczywiście popchnie ją do działania :)
UsuńZastanawia mnie dlaczego Lil nie chce rozwodu, a zarazem ma dość takiego życia? Po części na własne życzenie, bo mogła dawno odejść od Alessandro.
OdpowiedzUsuńRola Zbyszka jako kochanka i psychologa (?) przypadła jej do gustu, także mam nadzieję, że pod jego wpływem zmieni swoje życie. Bo póki co zamiast odczuwać radości z niego płynącą popada w destrukcję.
Czekam na dalsze losy :)
Ściskam :*
Nie to może, że nie chce, ale nie bardzo wie jak się do tego zabrać ;)
UsuńTak to jest, jak się przeczyta na telefonie, a zapomni skomentować ;/
OdpowiedzUsuńAlessandro zachował się okropnie. Ja rozumiem, mógł mieć "coś (kogoś) ważnego" na głowie, jednak do kurwy nędzy Lil jest jego żoną, podobno ją kocha, własnie podobno...
Lilka jednak trochę a nawet bardziej niż trochę się miota. Woli cierpieć "u" boku męża niż zerwać z nim, zakończyć małżeństwo i rozpocząć życie z czystą kartą. Jednak ma w tej całej szopce postać Zbyszka, więc może nie jest tak źle, może taka wizja przelotne znajomości z Bartmanem się jej podoba? :P
Całuję :*
Może trochę się też boi zrobić taki krok? Może uda jej się znaleźć motywację ku temu :)
UsuńZ każdym kolejnym rozdziałem zaskakujesz mnie coraz bardziej! Bartmanowi wyraźnie zależy na Lili. Dla niego ona nie jest tylko "na jedną noc". Przynajmniej mam taką nadzieję! Liczę na to, ze Zbigniew pomoże Lil uwolnić się od męża idioty i nauczy Lili kochać.
OdpowiedzUsuńCałuję :*
A cieszę się, że mi się to udaję :P Czy nie jest to zobaczymy ;)
Usuń