piątek, 12 września 2014

#sei.


  Czasem kiedy wydaje się nam, że w życiu nie może być już gorzej przekonujemy się jak bardzo się mylimy. Człowiek to tylko głupia i naiwna istota poddana swojemu losowi pisanemu przez głównego stwórcę. Dlaczego głupia i naiwna? Bo wierzy w to, że przez cały czas wszystko może być dobrze, wręcz idealnie. Czasem niektóry wydaje się, że ich życie to niekończąca się bajka. Niestety tak jak w bajkach opowiadanym dzieciom, wszystko ma swój koniec. Nie ma na świecie nic wiecznego, wszystko z czasem przeminie. Pieniądze, sława, kariera, a nawet i miłość, która wydawała się być tą jedyną i najprawdziwszą. To wszystko kiedyś skończy swój byt. Tak samo jak my. Nigdy nie możemy być pewni jutra. Nigdy przecież nie wiemy czy zamykając wieczorem oczy nie zamkniemy ich po raz ostatni. Nie wiemy czy poranna kłótnia z kimś kogo kochamy będzie tą ostatnią. Nigdy nie wiemy co przyniesie los. Jesteśmy tylko marnym marionetkami, a gość na górze pociąga za sznurki czy też je ucina. To, że każdego czeka śmierć to wie nawet małe dziecko. Ale nie każdy wie, że trzeba w życiu zawsze dawać od siebie jak najwięcej, by tyle samo zyskać. Czerpać z każdej chwili radości tyle ile można, z każdego dnia. Dawać do zrozumienia osobom na którym nam zależy, że są dla nas najważniejsze w całym wszechświecie. Jedak przede wszystkim trzeba spełnić jedną żądze jaką posiada każdy z nas. Przede wszystkim trzeba być szczęśliwym. Kochać i być kochanym. Bo przecież to jest w zasadzie niemal cała definicja tego słowa. Niestety w tym momencie mój słownik stracił to słowo. Byłam w zbyt bardzo beznadziejnym punkcie swojego życia by móc odczuwać choć przez sekundę przyjemne ciepło na sercu. Zbyt mocno zostałam sprowadzona do parteru ostatnimi dniami by potrafić choć zmusić swoje usta do cienia uśmiechu. Za dużo kosztowała mnie sytuacja w której właśnie się znalazłam by nawet udawać, że wszystko było w porządku. Dlaczego? Bo nic takie nie było, nawet w najmniejszym stopniu. W moim wypadku sprawdzał się fakt, że jak w życiu się coś zacznie sypać, to w całości. W jednej chwili z pozornie szczęśliwej i tryskającej pozytywną energią kobiety stałam się dwudziestokilkoletnią stonowaną i do tego mocno przygaszoną osobą. Gdzie się podziały te wszystkie pozytywne cechy, ta odrobina szaleństwa czy kokieterii w mojej osobie? Sama nie wiem. Zostały chyba przygniecione przez wyniszczające małżeństwo, a aktualnie sprawę rozwodową, która prawdopodobnie miała zabrać mi kolejne sto lat życia.
 -Jak sprawa?-zagaduje mnie Chiara w pracy w czasie przerwy na lunch
 -Jak tak dalej pójdzie to do emerytury się rozwiodę.-rzucam pochmurnie
 -Przecież ten adwokat mówił, że to tylko formalność?-unosi brwi ku górze
 -Bo tak w zasadzie jest, tylko Alessandro wszystko utrudnia. Cholerny dupek.-walczę
 -I nie można nic z tym zrobić?
 -Gdyby się dało, byłabym rozwiedziona.-wzdycham głęboko dłubiąc w swoim jedzeniu
 -Nie powiesz mi chyba, że on widzi jakieś perspektywy dla tego małżeństwa?
 -Żeby było śmieszniej to tak właśnie to widzi. Twierdzi, że jeszcze wszytko można odbudować i nie zgadza się na żaden rozwód.-prycham
 -Nie dość, że cię notorycznie zdradzał i zaraz będzie ojcem to jeszcze cię uderzył!-wybucha Włoszka
 -Na uderzenie nie mam świadków, sąsiedzi twierdzą, że słyszeli tylko kłótnie i nic więcej.-mówię ze stoickim spokojem- Co do ciąży też nie za bardzo.
 -Co za gnój.-mówi niemiłosiernie zła- Przecież to jest śmieszne.-kręci głową z niedowierzaniem
 -Mnie tego nie musisz mówić, mam już serdecznie dość. Chciałabym mieć zdecydowanie ten etap swojego życia daleko za sobą.
 -A propos etapów w życiu. On się odzywał?-zmienia zupełnie temat
 -Może i tak.-wzruszam obojętnie ramionami
 -Kiedy ostatni raz go widziałaś?
 -Tego dnia w którym drzwi otworzyła mi jego była, a raczej obecna dziewczyna.
 -Skąd pewność, że są razem?
 -Chiara proszę cię, nie drążmy tego tematu. Dla mnie to raczej zamknięta sprawa.
Czy tak było? Chciałabym. Choć twardo starałam się trzymać tej właśnie myśli to wciąż nie dawał mi spokoju. On, a może raczej jego wspomnienie. Nocy spędzonych razem. Tych chwil w których dzięki niemu czułam się jak prawdziwa kobieta. Kiedy czułam się komuś potrzebna. Gdy pożądałam i sama byłam pożądana. Bo to właśnie wtedy zaznałam szczęścia, tego, którego tak bardzo mi brakowało. Poczułam się jak ptak wypuszczony z klatki na wolność. Poczułam, że żyję. Bo przecież gdyby nie on, pewnie jeszcze długo tkwiłabym w tym toksycznym związku, usychając z bólu i nieszczęścia rozrywającego mnie od środka. Nie powiem, że teraz jest lepiej, ale chociaż potrafiłam zebrać się na odwagę i wykonać ten pierwszy, niemal milowy krok by zmienić ten stan rzeczy. W końcu od czegoś trzeba było zacząć, prawda?
 -Dzień dobry pani Matteoni.-uśmiecha się prawnik ściskając moją dłoń, a ja krzywię się przy dźwięku tego nazwiska- Oczywiście wiem, nazwisko to już kwestia czasu.-dodaje widząc moje zmieszanie
 -Ma pan dla mnie coś nowego mam rozumieć?-pytam go
 -Tak proszę pani.-kiwa twierdząco głową- Rozmawiałem z panem Lorenzim, adwokatem pana Matteoniego.-mówi, a ja tężeje na dźwięk wypowiedzianych przez niego słów- Mają pewną propozycję.
 -Nie zgadzam się na żadne mediacje i ugody.-wtrącam bez ogródek
 -Chcieli się spotkać.-kontynuuje nie zważając na moje wcześniejsze słowa
 -Niby w jakiej sprawie?-pytam z wyraźną kpiną w głosie
 -Chcieli porozmawiać w sprawie jakiegoś polubownego załatwienia sprawy.
 -Nie zgadzam się.
 -Proszę to jeszcze przemyśleć.-nalega adwokat
 -Powiedziałam, że nie wyrażam zgody, temat uważam za zakończony.
 -Pani Matteoni, to spotkanie mogłoby zdecydowanie przyśpieszyć tok sprawy i szybciej miałaby pani to za sobą.-ciągnie mężczyzna
 -Podniósł na mnie rękę, a do tego notorycznie mnie zdradzał i nie pozwolę żeby wyszedł z tego bez winy. Zbyt wiele przez niego wycierpiałam.-warczę niemiłosiernie zła- Jeśli to wszystko to już pójdę.-wstaję z miejsca po czym nie dając dojść mu do słowa po prostu wychodzę z kancelarii. Będąc wielkim kłębkiem nerwów wracam do mieszkania. Trzaskam drzwiami przyprawiając tym samym o zawał własnego kota. Ciskam torebką w kąt i mam ochotę zacząć wrzeszczeć ile sił w płucach, ale hamuję się. Nie potrzebuję wściekłych sąsiadów, wzywania policji bo oszalałam i dawania kolejnych argumentów swojemu, niestety wciąż mężowi do przeciągania tego cholernego rozwodu. Ta sprawa już i tak kosztowała mnie momentami zbyt wiele zdrowia. A do tego wydawała się nie mieć końca. Normalni ludzie rozwodzą się na drugiej, góra trzeciej rozprawie. U nas chyba niestety dojdzie do jakiegoś karkołomnego rekordu, bo odbyły się już cztery, a końca jak nie było, tak w ciągu dalszym nie widać. Nie miałam zielonego pojęcia o co mogło mu chodzić. Bo przecież na pewno nie o to, że mnie kochał bo to już dawno było przeszłością. O zemstę? W tym przypadku to wielce prawdopodobne. Bo przecież jak mogłam zażądać rozwodu? Postawić rysę na wizerunku pana idealnego? Nie miałam prawa. I to najmniejszego. A teraz z całą pewnością miałam za to pokutować. Może i porwałam się na nierówną walkę bo w końcu on był wielkim panem z ogromnymi kontaktami i mógł więcej, ale nie miałam innego wyjścia. Nawet gdy życie w wielkim, przestronnym apartamencie z widokiem na panoramę Modeny, pławienie się we wszelakich luksusach, wszelkie wieczorne towarzyskie rozrywki musiałam zamienić na dwupokojowe mieszkanie na przedmieściach,życie przeciętnego zjadacza chleba spędzającego samotnie wieczory w towarzystwie kota. Teraz, siedząc na zimnych balkonowych płytkach i zaciągając się papierosem, choć tak naprawdę nie paliłam, zastanawiałam się jak będzie wyglądać moje życie, gdy już jakimś cudem uda mi się stanąć na nogi. Pojawiało się też wtedy pytanie czy w ogóle uda mi się to kiedykolwiek zrobić. Bo na chwilę obecną leżałam rozpłaszczona na glebie bez większych chęci i jakichkolwiek perspektyw na podniesienie się chociaż do pozycji siedzącej. Nic tylko czekać, na skopanie, a to chyba czynił właśnie Alessandro. Kopał i to niemiłosiernie do tego stopnia, że nie miałam już sił się podnieść. Tak samo jak w tej chwili z podłogi. Mogłabym tu siedzieć w nieskończoność wlepiając tępo wzrok w bliżej nieokreślony punkt. Siedzieć tu tak i przeczekać tą burzę jaką poniekąd sama sobie rozpętałam. Ukryć się przed światem albo wyjechać gdzieś daleko stąd i zacząć życie z zupełnie nową kartą i bez zbędnego bagażu doświadczeń. Wiele oddałabym bym mogła to zrobić. Tak po prostu uciec, od tego wszystkiego. Od tych wszystkich przytłaczających mnie problemów. Zniknąć.
 -Przeziębisz się.-z rozważań wyrywa mnie dobrze znany męski głos w ojczystym języku, a ja natychmiast truchleję. Skąd wiedział gdzie mieszkam? A może skąd wiedział, że to ja skoro na dworze panował już półmrok, a światła latarni nie były w stanie dosięgnąć aż tak daleko. Przez moment łudzę się, że zaczęłam wariować i moja wyobraźnia stroi sobie ze mnie żarty. Jednak po chwili, gdy podnoszę się z miejsca widzę wyraźny zarys jego sylwetki. Nie potrafiłam uwierzyć w to, że tam stał. Przez chwilę w ogóle wątpiłam, że jego celem było odwiedzenie mnie, ale, gdy po chwili usłyszałam energiczne pukanie do drzwi nie miałam najmniejszych wątpliwości. Im bliżej drzwi tym bardziej moje nogi robiły się jak z waty, a serce waliło jak oszalałe. Wzięłam głęboki wdech i drżącą ręką otworzyłam zamek, a po chwili przede mną pojawił się nie kto inny jak brunet. Wystarczył ułamek sekundy. Zaledwie jedno spojrzenie, a pożądanie powtórnie rozpaliło we mnie swój ogień. A może w nas. Bo minęła dosłownie chwila, a zostałam przywarta do ściany pod wpływem silnego męskiego ciała i zupełnie pozbawiona zdrowego rozsądku pod wpływem namiętnych i gorących pocałunków, a także wielkich dłoni błądzących wzdłuż mojego kręgosłupa. Zupełnie straciłam nad sobą panowanie. Zupełnie poddałam się chwili namiętności. Czy z desperacji i potrzeby chwili? Może. Czy z potrzeby bliskości? Prawdopodobne. Ale czy chciałam się nad tym zastanawiać w tym właśnie momencie? To pytanie czysto retoryczne, przynajmniej w moim wypadku. Bo przecież go pragnęłam ja nikogo innego w tym momencie. Chciałam dać po prostu upust temu wszystkiemu, co zgromadziło się w moim wnętrzu przez ostatnie tygodnie. Oddać się tej chwili uniesienia i przyjemności. Kochać się z nim do szaleństwa.
 -Zniknęłaś.-szepcze, gdy na nim leżę zupełnie bez sił po istnym szaleństwie i maratonie jakie sobie zafundowaliśmy
 -Wcale nie.-przeczę jego słowom- Po prostu zmieniłam miejsce zamieszkania.
 -Więc dlaczego się nie odzywałaś?-ciągnie dalej bawiąc się moimi włosami
 -Bo chyba nie miałeś czasu.-przygryzam wargę
 -Ja?-marszczy brwi- Byłaś u mnie?-pyta po chwili dedukcji
 -Nie tylko ja.-mówię bez większych emocji- Wiem, że niczego sobie nie obiecywaliśmy i to twoje życie, więc nie tłumacz się, po prostu mam teraz zbyt wiele zmartwień z tym zasranym rozwodem i pracą. Może też potrzebowałam czasu dla siebie.
 -Nie muszę się tłumaczyć, ale chcę.-odpowiada mi- To była dokładnie ta przez którą wpadałem do baru i przez, a raczej dzięki której się poznaliśmy. Przyjechała porozmawiać.
 -Więc co tu robisz?
 -Porozmawialiśmy, wyjaśniliśmy sobie kilka ważnych rzeczy.-kiwa głową- Ale musiałem cię zobaczyć.-dodaje ciszej
 -Brakowało ci mojej bezpośredniości, szczerości czy raczej pieprzenia się ze mną?-pytam zupełnie wprost
 -A co jeśli powiem, że wszystkiego?-mówi uwodzicielskim tonem głosu
 -To nie uwierzę.-odpowiadam równie zmysłowo delikatnie rozchylając usta na których po zaledwie ułamku sekundy czuję jego wargi napierające na moje.
 -A jak teraz?-mruczy
 -Powiedzmy, że niech ci będzie.-odpowiadam mu, a między nami zapada nieprzyzwoita cisza. Leżymy tak bez słowa, tocząc zaciętą walkę na spojrzenia. Niemal natychmiast ginę pod ciężarem tego zielonego, przeszywającego spojrzenia. Ale czy ktoś byłyby w stanie wygrać tą istną walkę z wiatrakami? Na pewno nie kobieta. A już na pewno nie ja.
 -Twój mąż wie.. no wiesz, o nas?-pyta nagle
 -Nie wiem jakim cudem, ale dowiedział się, że byłam wtedy na meczu oraz tego, że z tobą rozmawiałam i wymyślił sobie, że zdradzam go z tobą od dłuższego czasu.-wzdycham- Czemu pytasz?
 -Bo.. Lila, nie przedłużą mi kontraktu w Modenie.-bombarduje cię swoimi słowami, a ja patrzę się na niego jak zahipnotyzowana
 -Jak to?-pytam cicho
 -Jeszcze miesiąc temu mówili, że są bardzo zainteresowani przedłużeniem, a dwa dni temu dostałem informację, że mogę sobie szukać klubu.
 -Sądzisz, że Alessandro mógł mieć w tym udział?
 -Czy sądzę? Jestem niemal pewien.-mówi stanowczo- Był na treningu i na meczach. Rozmawiał z prezesem bo jako jeden z głównych sponsorów odnośnie transferów ma wiele do powiedzenia.
 -To moja wina.
 -Przestań.-przerywa mi
 -A nie jest?-wzdycham- Przepraszam.-mówię cicho
 -Takie jest życie sportowca, daj spokój.-na jego twarzy jawi się cień uśmiechu
 -Ile wam jeszcze zostało do końca sezonu?
 -Dwa, góra trzy mecze.-głośno przełyka ślinę, a między nami powtórnie zapada głucha cisza. Nie wiem kompletnie co mam powiedzieć. Nie wiem co mam myśleć. Z jednej strony wiem, że nie jesteśmy ze sobą i tak naprawdę nie powinno łączyć nas nic więcej aniżeli przelotny romans, ale w chwili, gdy mi to oznajmił poczułam się jakby przejechał po mnie walec. Liczyłam się z tym, że kiedyś nadejdzie koniec, ale nie spodziewałam się, że nastąpi to tak prędko.
 -Rozumiem.-wyduszam z siebie- Przecież nie jesteśmy parą, nie musisz mieć miny jakby ktoś umarł.
 -Mimo wszystko nie czuję się z tym dobrze.
 -Sam powiedziałeś, taki los sportowców.-odpowiadam zielonookiemu- Był czas na zabawę i chwilę przyjemności, pora pobawić się w prawdziwe życie.
 -Nie wiem gdzie wyląduję, ale chcę żebyś wiedziała, że chwilę spędzone z tobą były dla mnie naprawdę ważne.-unosi mój podbródek
 -I dla mnie również.-dodaję- Dzięki tobie wreszcie zrobiłam coś ze swoim życiem.
 -Czy my się żegnamy?
 -Na to wygląda.-wzruszam ramionami- Lepiej się do tego przygotować, bo to nieuniknione.
 -Rozwodzisz się, a co dalej?
 -Dalej? Postaram się jakoś wrócić do żywych i zacząć na nowo.-kiwam głową- A u ciebie?
 -Grać i jeszcze raz grać.-odpowiada niemal natychmiast- I ustabilizować się wreszcie.
 -Radzę wybierać dobrze, bo potem możesz mieć problemy z rozwodem jak stąd do Afryki.-dodaje żartobliwie, choć tak naprawdę wcale do śmiechu mi nie jest.
 -Skoro tak mówisz.-uśmiecha się delikatnie.
Choć z zewnątrz udawałam silną i nie dawałam niczego po sobie poznać to zabolało. Ktoś mógłby spytać dlaczego, przecież to był tylko i wyłącznie romans. No właśnie z mojej strony to nie była do końca prawda. Zaczęło mi zależeć. Zaczęłam czuć do niego coś więcej aniżeli sam pociąg fizyczny. Przy nim czułam się naprawdę szczęśliwa. To on dawał mi nadzieję na lepsze jutro. To właśnie dzięki niemu przełamałam swoje słabości i ruszyłam z tego martwego punktu jakim było moje małżeństwo. Tyle mu zawdzięczałam, a ona teraz miał tak po prostu wyjechać.. Zostawić mnie po tylu tygodniach wzajemnej rozkoszy i czułości. Tak zwyczajnie odjechać. Ale czy mogłam go winić? Nie miałam do tego prawa, żadnego. To miał być tylko i wyłącznie romans. To miało nie wyjść poza sferę sypialni. Nie umiałam tego zrealizować, więc teraz musiałam po prostu z tym żyć. I nie boję się tego nazwać niespełnioną miłością. Bo wiem, że to co do niego poczułam było czymś innym niż to czym kiedyś darzyłam Alessandra. To było coś zupełnie innego. Coś o wiele głębszego i silniejszego. Coś co właśnie powinno się zakończyć, a nawet nigdy nie mieć początku...



~*~
Spóźniona, ale jestem. przepraszam, znowu
Wiele nam już nie zostało moje drogie. Ostatnia prosta. Wydarzyć się może wszystko, dosłownie. Spodziewajcie się niespodziewanego jak to powiedział Pit. Kogoś pewnie zaskoczę, innych nie. Zobaczymy. 
Szkoły już mam dość. Może by tak święta albo najlepiej wakacje?
MŚ trwają w najlepsze, oby tak do końca z naszym udziałem! Jutro kierunek UĆ. 
Trzymajcie się,
wingspiker.


| ask | duet | Alek |



6 komentarzy:

  1. Mam nadzieję, że Lili w końcu dostanie ten rozwód, a Alessandro nie będzie robił żadnych problemów. Musi w końcu zrozumieć, że Lila, go nie kocha i nie chce z nim być. Szkoda Zbyszka, że w ten sposób się pożegnał z klubem, bo tak jak on, jestem pewna, że to Aless mieszał w tym palce! Mam nadzieję, że Lila w końcu zazna trochę szczęścia i spokoju u boku Zbyszka.
    Całuję :*

    OdpowiedzUsuń
  2. ło jejku, nie było mnie przy poprzednim rozdziale, ale dziś sobie go przeczytałam, potem ten i jestem w lekkim koszu z powodu tylu rzeczy, sytuacji, które się wydarzyły.
    Nie potrafię spojrzeć normalnie na człowieka, który jest zdolny do tego, żeby podnieść rękę na drugą osobą, dodatkowo na swoją żonę, na kobietę. Dodatkowo wszystko to, co powiedział, to co zrobił, to jak zachował się w związku ze Zbyszkiem... Pozostawię to bez komentarza, bo komentowanie byłoby tylko strata czasu.
    Smuci mnie to, że Zbyszek będzie musiał opuścić Modenę, że Lil zostać może ze wszystkim sama, a przecież widać, jak zareagowała na blondynkę w mieszkaniu siatkarza.
    Jestem ciekawa, jak to wszystko potoczy się dalej, jak się skończy...
    Całuję :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Boski! Jak zawsze zresztą. Szkoda mi Lili. Głupi Alessandro nie chce jej dać rozwodu. Jeszcze twierdzi, że da się to naprawić. Dupek jeden. A biedny Zbyszek musi opuścić Modenę. Niech Lili będzie z Batmanem! Są dla siebie stworzeni :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozumiem, że Alessandro utrudnia sprawę rozwodową z czystej złośliwości? Bo nie wierzę, że kierują nim uczucia. Właściwie to nie potrafię pojąć życiowej filozofii tego człowieka. Powinno mu zależeć, by jak najszybciej uwolnić się od Lilianny, by móc bez przeszkód zabawiać się z połową Piacenzy.
    Nie wierzę, że drogi Lil i Zbyszka tak po prostu się rozejdą. To oczywiste, że ich relacje początkowo miały być wyłącznie relacjami opartymi na wzajemnym pożądaniu i zaspakajaniu cielesnych potrzeb, ale przecież to już dawno wymknęło się spod kontroli, przynajmniej ze strony głównej bohaterki. Wierzę, że Zibi również poczuł do niej coś głębszego, a co za tym idzie zepnie tyłek i postara się zawalczyć o Liliannę.
    Znów uwielbiam piosenkę wybraną do rozdziału ♥ Aczkolwiek tytuł "Eye of the needle" nieustannie kojarzy mi się z naszym libero ;)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Oni nie zachowują się jak zwykła para kochanków. Jeszcze tego nie widzą, ale połączyło ich coś więcej. Znają życie uświadomią sobie ten fakt kiedy Zbyszek będzie grał w innym mieście czy kraju, a Lila zostanie pewnie w Modenie. Alessandro widać próbuje ze wszystkich stron udowodnić Lili, że rozwód z nim to nie jest doby pomysł. Zastanawia mnie po co tak naprawdę chce się spotkać.
    Pozdrawiam i przepraszam, że dopiero teraz jestem :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Chwilę mnie tu nie było, a tutaj tyle się wydarzyło!
    Alessandro zupełnie stracił w moich oczach resztki godności, jakie miał... uderzył kobietę, a tego się nie wybacza.
    Blondynka w mieszkaniu Zbyszka mam nadzieję, że była np. siostrą...
    Romans, który stał się początkiem zmian jakie zaszły w życiu Lil ma się skończyć? :( To ja wróżyłam im przyszłość! :( Liczę, że, gdy zielonooki wyjedzie z Włoch, a ich serca i umysły zaczną łaknąć swojej obecności wzajemnie (i nie mam tutaj na myśli, tylko aktów seksualnych), to jakimś sposobem będą razem. Prawda? :(
    Choć mimo wszystko Lil dzięki Zbyszkowi poczuła się naprawdę, jak kobieta. Postanowiła zmienić swoje życie. Uwolnić się od Włocha.
    Ściskam :*

    OdpowiedzUsuń